Wreszcie sam dzień wyborów. Sanepid określił wstępne warunki, jakim powinny odpowiadać lokale wyborcze w czasie epidemii. Prawdę mówiąc, są to warunki bardziej przypominające powieść science fiction niż realne możliwości. Zapewnienie jednokierunkowego ruchu wyborców (osobne wejście i wyjście) nie jest możliwe w większości lokali. Jest za to możliwe utrzymanie odległości 2 m między głosującymi – skoro można to zrobić w supermarketach, to można i w lokalu wyborczym. Gorzej z odległościami między członkami komisji. Sanepid zaleca stosowanie jednorazowych, dezynfekowanych długopisów. Pomysł ciekawy, ale to oznacza konieczność zakupu 30 milionów długopisów. Kto miałby to zrobić? I za co? Członkowie komisji powinni mieć maski i rękawiczki jednorazowe oraz płyn do dezynfekcji rąk. Postulat słuszny, ale w sytuacji braku środków ochrony osobistej dla służb medycznych, zapewnienie tych środków dla grupy 250 tysięcy członków komisji wyborczych jest jednak pomysłem cokolwiek ekscentrycznym. Dodatkowo postulowane jest wyposażenie stanowisk komisji w szyby lub pleksi. To dałoby się teoretycznie zrobić, aczkolwiek takie wyposażenie 27.000 lokali wyborczych to kolejne miliony złotych i poważne obciążenie dla gmin.
W ostatnich dniach obywają się w niektórych gminach wybory uzupełniające, co ma być argumentem potwierdzającym możliwość przeprowadzenia wyborów w czasach zarazy. Jest to jednak poczucie złudne. Przede wszystkim to zupełnie inna skala. W wyborach uzupełniających zwykle bierze udział tylko jedna komisja wyborcza, maksymalnie kilka komisji z danej gminy. Organizacja wyborów jest tu znacznie prostsza niż wybory w skali kraju. Liczba wyborców jest również ograniczona – podawana w mediach wysoka frekwencja rzędu 40% oznaczała w praktyce obecność około 70 wyborców...
Pozostaje kwestia kwarantanny, którą w chwili pisania tego tekstu objętych jest 170.000 osób i liczba ta może w każdej chwili ulec zmianie. Osoby te zostałyby pozbawione prawa do głosowania. Między bajki można bowiem włożyć opowieści o możliwości przynoszenia urny wyborczej pod drzwi osoby objętej kwarantanną. Głosowanie może odbywać się tylko w lokalu wyborczym, a wynoszenie urny poza lokal jest zabronione.
Zgodnie z najnowszą nowelą, do tych osób miałyby mieć zastosowanie przepisy dotyczące głosowania korespondencyjnego. Planowane jest nawet rozszerzenie głosowania korespondencyjnego na wszystkich wyborców. Jest to na pewno bezpieczniejsze, ale rozwiązuje problem w sposób pozorny. Nadal nie wiadomo, jak pakiety wyborcze miałyby w sposób bezpieczny i skuteczny dostarczone wyborców i zwrotnie komisjom wyborczym. Dotychczas głosowanie korespondencyjne dotyczyło kilku tysięcy wyborców. W obecnych warunkach mogłoby dotyczyć trzydziestu milionów. Mam poważne wątpliwości, czy byłoby możliwe pod względem organizacyjnym prawidłowe wysyłanie przez urzędników wyborczych i doręczanie przez Pocztę Polską takiej liczby pakietów wyborczych, przy zachowaniu bezpieczeństwa zarówno listonoszy, jak i członków komisji obwodowych. O ile w ogóle przepisy dotyczące powszechnego głosowania korespondencyjnego zdążą wejść w życie w terminie umożliwiającym przeprowadzenie takiego głosowania, gdyż pakiety wyborcze muszą być doręczone wyborcom na 6 dni przed dniem głosowania.
W dodatku kwarantanna ma charakter dynamiczny. W każdej chwili z działania mogą być wyłączeni urzędnicy wyborczy lub członkowie komisji wyborczych. W dodatku mogą być to wyłączenia zbiorowe, co w praktyce może w całości wyłączyć działanie organów wyborczych na większym lub mniejszym terenie. Co istotne, z dnia na dzień mogą być wyłączone z użytkowania budynki, w których mają być umieszczone lokale wyborcze.
Zupełnie niewyobrażalne jest przeprowadzenie głosowania w obwodach zamkniętych, zwłaszcza w szpitalach przekwalifikowanych na zakaźne. A przecież zakażeni koronawirusem nie tracą przez to praw obywatelskich i również mają prawo do oddania głosu. Tylko jak mieliby to uczynić?