Andrzej Bryk: Władza to prawo, a nie przywilej

Demokratyczne bunty są reakcją na pogardę elit.

Aktualizacja: 25.07.2020 10:25 Publikacja: 25.07.2020 00:01

Andrzej Bryk: Władza to prawo, a nie przywilej

Foto: Adobe Stock

Epidemia koronawirusa, uznawana za może najpoważniejsze wyzwanie egzystencjalne Europy od drugiej wojny światowej, choć tym razem z Niemcami „stojącymi po naszej stronie", obnażyła brak unijnej solidarności i miałkość jej liderów. Ale usunęła też z pola widzenia negocjacje w sprawie brexitu, wydarzenia o znaczeniu i konsekwencjach ciągle niejasnych.

Brexit, podobnie jak inne zwane przez liberałów „populistycznymi" wybory, ma wiele wspólnego z Wiosną Ludów 1848 r., demokratycznym buntem przeciw imperialnym globalnym elitom – ogólnoeuropejskiej sieci rodów monarszych i arystokratów, beneficjentów porządku politycznego utworzonego po kongresie wiedeńskim w 1815 r., skupionych na doskonaleniu metod systemowej stabilizacji. Takie też podejście charakteryzowało elity liberalne po upadku komunizmu. Dzisiaj kwestionowana jest ich zdolność sprostania problemom ekonomicznego rozdrobnienia i konsekwencjom rewolucji emancypacyjnej.

Czytaj także: Europejska bitwa o pamięć: mamy inne doświadczenia - komentuje Andrzej Bryk

Zimne wojny domowe

Liberalne elity zlekceważyły najważniejsze pytanie porządku politycznego, tj. jakie głębsze dobro dostępne dla wszystkich porządek ten miał zaspokajać. To pytanie o moralne źródła ładu politycznego, bez których jest on na dalszą metę nie do utrzymania. W liberalnych demokracjach obecne podziały polityczne stają się kulturowymi i nabierają charakteru zimnych wojen domowych między globalnymi elitami liberalnymi a dużą częścią ich społeczeństw, w tym stabilnych dotychczas klas średnich i niższych. Po raz pierwszy elity te odmówiły tak radykalnie uznania rezultatów demokratycznych wyborów, uważając je za podważanie jedynego modelu rozwoju.

Dążenie politycznych, ekonomicznych, kulturowo-medialnych i akademickich środowisk liberalnych do moralnego skompromitowania przeciwników dotychczasowego status quo jest brutalna. Lud nie jest już wyśmiewany przez „mądrych, pięknych i bogatych" – zauważa Chantal Delsol – z powodu braku obycia czy wykształcenia. Jest pogardzany za sprzeciw wobec ekonomicznego globalizmu i programu totalnej „emancypacji", „wyzwolenia" z każdej wspólnoty, począwszy od państwa narodowego, a na rodzinie skończywszy, uznanych za opresyjne, ograniczające ludzkie uniwersalne braterstwo.

Projekt ten, jak w komunizmie, podejmowany w imieniu i dla dobra ludu, prowokuje opór, a potem pogardę elit liberalnych i neutralizowanie decyzji instytucji demokratycznych, z przesuwaniem ich ku administracyjno-sądowym organom eksperckim z silnym nadzorem medialnym.

Wyższość finansowa to wyższość moralna

Powstają społeczeństwa dwuwarstwowe nie w znaczeniu klasowym, lecz bardziej kastowym. Elity utożsamiają swoją wyższość finansową z wyższością moralną. Jednocześnie promują oraz tworzą różnorodność, ostatnio szczególnie seksualną, jako jedyną podstawę samozdefiniowania ludzi wykorzenionych z naturalnych więzów społecznych. Chodzi szczególnie o grupy, które radykalizują proces „wyzwolenia" z tradycyjnych „opresji".

Wiara w trick

Demokratyczne społeczeństwa tolerują jedynie taką elitę, której władza, własność i status są postrzegane jako zasłużone. Jak zauważył Yuval Lewin, elity biznesowe, zawodowe, polityczne, kulturowe, medialne i akademickie były mniej więcej do lat 90. XX wieku osobnymi grupami, z różnymi, choć oddziałującymi na siebie wzajemnie doświadczeniami. Nie zlewały się w hegemoniczną grupę, odcinającą się od reszty społeczeństwa.

Takie odrębności zniknęły. Nowa „arystokracja" ma swój oddzielny świat i zajmuje się głównie sobą, tracąc poczucie społecznych zobowiązań i legitymizując swoją władzę wyłącznie na podstawie własnych zasług. Traktuje ją jako prawo, a nie przywilej powiązany z obowiązkami. Jej służba publiczna odbywa się na jej warunkach w poczuciu wyższości i w duchu radykalnego indywidualizmu. Porzuca odpowiedzialność za innych. Nie docenia odmiennych niż tylko sterylnie intelektualne, finansowe czy menedżerskie cech charakteru jako miar wartości wspólnotowych.

Zasłużone osiągnięcia w tych dziedzinach w żadnym społeczeństwie nie były decydującym kryterium legitymizującym władzę, ponieważ redukują one bogactwo życia do utylitarnych kryteriów elitarności w sensie ich uzyskiwania i wykonywania. Lecz autorytet we wspólnocie politycznej nie wynika automatycznie ze sposobu jego uzyskiwania, lecz oddawania na służbę dobru wspólnemu.

To w odpowiedzi na załamanie się zaufania do liberalnych elit i na ich odwzajemnioną pogardę dla własnych społeczeństw dochodzi do demokratycznych buntów. Elity, zauważył R. R. Reno, czy to ekonomicznej prawicy czy kulturowej lewicy, dominujące media, intelektualiści, „postępowe" kościoły, zarządy korporacji, establishment akademicki i celebryci – zareagowały na nie zdumiewająco jednomyślnie. Ich pogarda dla Trumpa, Orbana, Kaczyńskiego czy Salviniego wynika z szoku, że można podważyć jakikolwiek dogmat liberalnej demokracji, kończącej z opresją, błędami moralnymi i zamykającej historię wolności ludzkiej.

To jest patrzenie na politykę z wiarą (przed którą przestrzegały wielkie religie i mądrość kultur), że istnieje techniczny czy psychoterapeutyczny trick rozwiązujący problemy ludzkości.

Autor jest profesorem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Epidemia koronawirusa, uznawana za może najpoważniejsze wyzwanie egzystencjalne Europy od drugiej wojny światowej, choć tym razem z Niemcami „stojącymi po naszej stronie", obnażyła brak unijnej solidarności i miałkość jej liderów. Ale usunęła też z pola widzenia negocjacje w sprawie brexitu, wydarzenia o znaczeniu i konsekwencjach ciągle niejasnych.

Brexit, podobnie jak inne zwane przez liberałów „populistycznymi" wybory, ma wiele wspólnego z Wiosną Ludów 1848 r., demokratycznym buntem przeciw imperialnym globalnym elitom – ogólnoeuropejskiej sieci rodów monarszych i arystokratów, beneficjentów porządku politycznego utworzonego po kongresie wiedeńskim w 1815 r., skupionych na doskonaleniu metod systemowej stabilizacji. Takie też podejście charakteryzowało elity liberalne po upadku komunizmu. Dzisiaj kwestionowana jest ich zdolność sprostania problemom ekonomicznego rozdrobnienia i konsekwencjom rewolucji emancypacyjnej.

Pozostało 84% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?