Nie jest tajemnicą, że poprzednia ekipa rządząca na odchodne przeforsowała zmiany w prawie, które w praktyce zabetonowały prokuraturę i osadzonych w niej na kierowniczych stanowiskach nominatów Zbigniewa Ziobry. Nie jest też tajemnicą, że nowy minister sprawiedliwości i zarazem prokurator generalny Adam Bodnar od początku swojego urzędowania robi, co może, by tę sytuację zmienić. A że zgodnie z utkanymi na modłę PiS przepisami może niewiele, sięga po różne nieoczywiste metody. Jak choćby inicjowanie dyscyplinarek wobec odziedziczonych w spadku po poprzedniku i kwestionujących nowe porządki „zastępców prokuratora generalnego”.
Ale w przypadku Jacka Bilewicza, którym na początku roku czasowo zastąpiono nieusuwalnego w teorii szefa Prokuratury Krajowej Dariusza Barskiego (prywatnie przyjaciela Zbigniewa Ziobry), minister wykonał istny prawniczy szpagat.
Czytaj więcej
Sejm ostatecznie uchwalił przepisy, które przekazują Prokuratorowi Krajowemu część uprawnień Prokuratora Generalnego. Zdaniem opozycji, Zjednoczona Prawica zabezpiecza w ten sposób swoje wpływy w ważnej instytucji na wypadek przegrania wyborów. Prokurator Krajowy może być bowiem odwołany tylko za zgodą prezydenta.
Jacek Bilewicz za Dariusza Barskiego. Czy ta zmiana była dokonana zgodnie z prawem?
Przypomnijmy: w styczniu tego roku Adam Bodnar, podpierając się kilkoma zamówionymi opiniami prawnymi, oświadczył, że prokurator krajowy Dariusz Barski nieskutecznie wrócił dwa lata wcześniej z prokuratorskiej emerytury, bo stało się to z naruszeniem prawa. Skoro tak, nie może być dalej prokuratorem krajowym, a w zasadzie nigdy nim nie był. To otworzyło drogę do powołania osoby pełniącej obowiązki PK, a rolę tę powierzono Bilewiczowi.
Sęk w tym, że chwilę przed tą roszadą Bilewicz na wniosek Barskiego (poproszonego o to przez Bodnara) został powołany na stanowisko prokuratora Prokuratury Krajowej. Bez tego manewru jego dalszy awans byłby niemożliwy. Brzmi zawile (jak cała struktura polskiej prokuratury), ale istota problemu sprowadza się do tego, że wedle logiki Adama Bodnara w tym samym dniu Barski zarówno był PK (gdy wnioskował o stanowisko dla Bilewicza), jak i nim nie był (dlatego można było uzupełnić rzekomy wakat).