Obawy, które pojawiają się w kwestii potencjalnego unieważnienia wyborów przez Izbę Kontroli Nadzwyczajnej SN, opierają się raczej na emocjach związanych z obecnym kryzysem politycznym w Polsce niż na analizie rzeczywistych przesłanek, które mogłyby prowadzić do takich wniosków. Jeśli przyjrzymy się liczbie protestów wyborczych oraz wadze incydentów, które miały miejsce podczas ostatnich wyborów parlamentarnych, to widać, że mieszczą się one w pewnym standardzie nieprawidłowości wyborczych z przeszłości. Te natomiast nie tylko nie dawały podstaw do unieważnienia wyborów, ale wręcz potwierdzały tezę, że polski system wyborczy jest stabilny i odporny na nadużycia.
Ten wniosek przy okazji wyborów w 2023 roku można śmiało powtórzyć. I nawet jeśli pod adresem Izby Kontroli Nadzwyczajnej płyną zarzuty upolitycznienia, margines do znalezienia podstaw do zakwestionowania wyborów jest bardzo wąski.
Paradoks polega jednak na tym, że o ważności największego demokratycznego święta orzeka sąd, który jest nieuznawany nie tylko przez obecną koalicję rządzącą i wielu prawników, ale nawet przez innych sędziów w ramach tego samego Sądu Najwyższego. W środę Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, wypowiadając się w sprawie mandatu Mariusza Kamińskiego, po raz kolejny podniosła, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej nie jest sądem, a jej decyzje nie mają mocy prawnej.
Czytaj więcej
Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego ma w czwartek rozstrzygać w kwestii ważności październikowych wyborów. Niespodzianek nie należy się spodziewać.
Z tym argumentem będzie musiała się zmierzyć cała klasa polityczna, nie tylko w kontekście czwartkowej decyzji, ale również wcześniejszych. Izba przez pięć lat swojego funkcjonowania rozstrzygała już w sprawach ważności wyborów parlamentarnych, europejskich i prezydenckich, akceptując mandaty zwycięzców i opozycji. Zasadne staje się pytanie, jakie są skutki owych decyzji, jeżeli uznać ją za nielegalną. Czy otwieranie kolejnego frontu w obecnej sytuacji jest naszemu państwu potrzebne? Na pewno warto podejść do sprawy na chłodno, bez emocji, aby z jednego kryzysu nie wpaść w kolejne.