Organizatorzy III Kongresu Prawników Polskich znów odtrąbili sukces. Zacne grono prawniczych autorytetów kontestuje niepraworządne posunięcia krajowych władz i stawianie sądów do narożnika. A jak wiadomo, w narożniku nigdy nie wygląda się dobrze, gdy trzeba walczyć o życie, odgryzając się agresorowi ze wszystkich sił.
Budowanie sobie grupy wsparcia to ważna funkcja wydarzeń takich jak ten kongres. Bo choć TSUE jasno powiedział, co myśli o tzw. ustawie kagańcowej, to wśród sędziowskich rzeczników dyscyplinarnych ten wyrok chyba się nie przyjął. Tym bardziej dobrze, że wszyscy usłyszeli o tym od obecnego w weekend w Gdańsku prezesa unijnego Trybunału Koena Lenaertsa.
Chętnie odwoływano się do „Gwiezdnych wojen” i wskazywano, kto jest po jasnej, a kto po ciemnej stronie mocy. Potrzeba identyfikacji jest zrozumiała. Ale jak na każdej wojnie, są też cywile – w istocie bezbronni – choć i jedni, i drudzy mówią, że to właśnie ich bronią.
Łatwo jednak ocenić, jak komu idzie z tą obroną – statystyki tempa rozpoznawania spraw nie napawają optymizmem. Czas procesów się znacznie wydłużył i to nie wina krytyków władzy, lecz zmian organizacyjno-proceduralnych, jakie rządzący wprowadzili do sądów. Obiecywali poprawę, a osiągnęli skutek odwrotny, co rzutuje na ich wiarygodność. Owszem, pandemia nie pomogła w poprawie sytuacji w sądach, ale to nie ona do niej doprowadziła. Dlatego tak istotne, by zmiana, gdy już będzie możliwa, nie polegała na zemście niesłusznie skrzywdzonych. Nie wolno też robić jej na skróty, niepraworządnymi metodami. Celem powinna być naprawa sądów połączona z zablokowaniem możliwości podobnych wrogich przejęć Temidy w przyszłości. Oraz na tym, by kiedyś naprawdę uwolnić sądy od polityki.
Problem w tym, że trudno znaleźć polityków, którzy naprawdę to zrobią, gdy moc będzie po ich stronie, a nie tylko obiecają reformy przed wyborami.