Jak wskazano w uzasadnieniu, „zasadniczym celem ustawy jest zwiększenie dostępności usług prawniczych poprzez usunięcie nieuzasadnionych barier w dostępie do tego zawodu, co w konsekwencji przyczyni się do zmniejszenia cen tych usług, wywierając korzystne skutki społeczne". Projektodawca wywodzi również, że obecne regulacje naruszają standardy proporcjonalności, albowiem quasi-sankcja w postaci uzyskania oceny negatywnej z jednej części egzaminu wymusza konieczność zdawania w kolejnym roku również zakresu, z którego uprzednio egzaminowany uzyskał ocenę pozytywną.
Niezależnie od wątpliwej merytorycznie tezy o zasadności powtórnego zdawania egzaminu zawodowego tylko w części, chcę podkreślić, że sposób przeprowadzania tych egzaminów przez ministra sprawiedliwości nie powinien być oceniany przez pryzmat społecznej dostępności do pomocy prawnej czy też dostępności poszczególnych zawodów prawniczych dla osób aspirujących do ich wykonywania. Państwo poprzez system uznawania kwalifikacji zawodowych w zawodach prawniczych ma przede wszystkim zapewnić jak najlepsze przygotowanie egzaminowanych do wykonywania zawodu, a w konsekwencji – do odpowiedzialności za poziom świadczonej przez nich pomocy prawnej. Jako dziekan największej izby radcowskiej w kraju, chcę przybliżyć Czytelnikowi skalę zjawiska, które pomysłodawcy projektu przedstawiają jako istotny problem społeczny. Otóż w 2016 r. w izbie warszawskiej do egzaminu radcowskiego przystąpiły 774 osoby. Wynik pozytywny uzyskało 582 osoby, natomiast ze 192 osób, które uzyskały wynik negatywny, 110 nie zaliczyło tylko jednej części egzaminu. Spośród tych osób w kolejnym roku do egzaminu przystąpiło 86, a wynik negatywny uzyskało ostatecznie 20 osób. To zaledwie 2,6 proc. ogółu zdających w 2016 r.
Jak widać na przykładzie izby warszawskiej, rzekomy problem społeczny dotyczy pojedynczych egzaminowanych, a jego charakter dobrze oddaje określenie „margines marginesu", które w ostatnim czasie pojawiło się w przestrzeni publicznej. Nie sposób zatem zgodzić się z opinią projektodawcy, że obecnie obowiązujące przepisy „są wynikiem zbędnego formalizmu w podejściu odnoszącym się do dostępu do zawodów prawniczych" i „ustanawiają nieproporcjonalne mechanizmy odnoszące się do dostępu do tych zawodów".
Być może nie wszystkim wiadomo, że na dzień 31 grudnia 1999 r. w Polsce praktykowało 21 tys. adwokatów i radców prawnych wykonujących zawód. W ciągu ośmiu lat przed wejściem w życie tzw. ustawy Gosiewskiego, poprzez którą dokonano pierwszej reformy dostępu do zawodów prawniczych, liczba ta wzrosła zaledwie o 4 tys. W kolejnych latach natomiast liczba adwokatów i radców prawnych zwiększyła się o ponad 100 proc. – w 2006 r. mieliśmy ich ok 25 tys., a obecnie ponad 51 tys. Jeżeli chodzi o liczbę prawników na 100 tys. mieszkańców, Polska jest krajem wiodącym w Europie.
Rodzi się zatem pytanie: komu i czemu mają służyć proponowane zmiany, skoro – wbrew twierdzeniom projektodawców – nie polegają na zniesieniu nieistniejących barier w dostępie do zawodu radcy prawnego i adwokata? Nikomu nie powinno zależeć na promowaniu znikomej grupy osób, które nie potrafią się wykazać umiejętnością samodzielnego wykonywania zawodu.