Jedną z ostatnich linii obrony projektu europejskiego jest unijna zdolność do obrony. Pod tym względem Europa jest nadal uzależniona od Ameryki w stopniu, który na dłuższą metę jest nie do przyjęcia – zarówno dla USA, jak i dla samych Europejczyków. Stany Zjednoczone od dawna, a nie dopiero od czasu prezydentury Donalda Trumpa, słusznie wskazują na to, że gospodarki Europy i USA są mniej więcej tej samej wielkości, a w związku z tym Ameryka nie może na stałe ponosić 70 proc. nakładów na obronę. Czas powojenny, po końcu II wojny światowej, dobiega więc z pewnym opóźnieniem końca i Europa musi wziąć na siebie więcej odpowiedzialności – również za własne bezpieczeństwo.
Co do tego panuje zgoda: jeśli chcemy utrzymać NATO, będące nadal niezbywalnym filarem porządku europejskiego, my, Europejczycy, musimy zacząć wnosić większy wkład własny. Nie po to, żeby zrobić przyjemność Donaldowi Trumpowi, lecz dlatego że jego żądanie jest uzasadnione. Wspólnie uzgodniony cel – zwiększanie budżetów obronnych do poziomu 2 proc. PKB – ma być odpowiedzią na zrozumiałą krytykę ze strony USA.
Czytaj także: Prezydent USA w Europie: wizyta dużego ryzyka
Sensowne inwestycje
Również Niemcy zwiększają swój budżet obronny i chcą to połączyć z większymi wydatkami na pomoc rozwojową i zapobieganie kryzysom. To ciekawe połączenie, zupełnie przeciwne międzynarodowemu trendowi: ma być sygnałem, że sama siła wojskowa nie wystarczy, żeby zapewnić pokój. Wojnom, także domowym, można skutecznie zapobiegać tylko wtedy, jeśli ludziom w regionach kryzysowych da się nadzieję na położenie kresu cierpieniom i biedzie, nadzieję na oświatę, pracę i rozwój społeczny.
Jeśli idzie o inwestowanie w wojsko, również nie chodzi wyłącznie o samo zwiększanie wydatków. Politycznie zasadne pytanie brzmi: jak i gdzie wydawać pieniądze najbardziej sensownie. Na początku lat 90. Szwecja doszła do wniosku, że nie warto coraz więcej inwestować w ochronę środowiska na szwedzkim wybrzeżu Morza Bałtyckiego, jeżeli nie ma istotnej poprawy jakości wód na wybrzeżach innych krajów. W konsekwencji Szwecja zainwestowała w ochronę środowiska na polskim wybrzeżu. Efektywność wzrosła – korzyść dla obu stron była oczywista. Dzisiaj Polska nie potrzebuje już, tak jak wtedy, tego rodzaju pomocy, ale ten sposób myślenia nie stracił na aktualności.