– Dzień dobry, chciałbym zarezerwować pokój na tydzień w lipcu.
– Oczywiście, a skąd pan przyjedzie? A to nie przypadkiem na Śląsku? Przepraszam, zaszła jakaś pomyłka, nie mamy już wolnych miejsc.
To jeszcze tylko osobne kropki, nie połączyła ich w całość żadna socjologiczna synteza ani pogłębione badanie opinii publicznej. Na razie są tylko pustoszejące na dźwięk śląskiej gwary stoły w schroniskach i kurortach, nie ma jeszcze aktów wrogości, jedynie zrozumiałe środki bezpieczeństwa. Nie „wynocha”, tylko zdawkowe „takich nam tu nie trzeba”. Ale i tak dyskryminacja Ślązaków zaczyna być faktem, z którym trudno dyskutować. Epidemia znalazła wreszcie swojego kozła ofiarnego.
Mieszkańcy „polskiej Lombardii” nadają się do tej roli jak mało kto. Odróżniają się, jeśli nie gwarą, to chociaż akcentem. A do tego przecież sami chcieli autonomii, prawda? No to proszę bardzo, teraz będą ją mieli. Nie ma znaczenia, że kopalnie widziałeś tylko z okien autobusu, a zetknąć się z wirusem miałeś szansę podobną jak minister w Warszawie czy sprzedawca w sklepie spożywczym w Szczecinie. Nikomu nie przyjdzie na myśl, że gdyby z podobną gorliwością jak wśród górników zacząć przeprowadzać badania w hucie szkła na Podkarpaciu czy w zagłębiu miedziowym na Dolnym Śląsku, to efekty byłyby pewnie podobne. Liczy się tylko to, że wreszcie znalazł się winny. A że zawsze był jednocześnie trochę na uboczu i rzucał się w oczy, to karuzela uprzedzeń i fałszywych schematów kręci się w najlepsze.