Na płocie ambasady Niemiec w Polsce jeszcze do niedawna wisiała wystawa o pomocy dla Ukrainy. Kiedy zaczęła się wojna, Berlin ociągał się z pomocą: Angela Merkel została twarzą zakończonej porażką polityki resetu, Witalij Kliczko, mer Kijowa, nazwał żartem złożoną przez Niemców miesiąc wcześniej ofertę dostawy 5 tys. hełmów, a podczas kolejnych rocznic zakończenia II wojny światowej w stolicy Niemiec obowiązywał zakaz eksponowania ukraińskich flag – podobnie jak rosyjskich. Tymczasem niebiesko-żółte flagi powiewały na każdej wielkoformatowej fotografii zawieszonej na płocie niemieckiej ambasady w Warszawie. Nazywa się to niemieckim soft power.
Olaf Scholz przedstawił w Warszawie doktrynę „Chcemy, aby”
Jeśli ktoś był przekonany, że reparacje załatwi dla Polski Arkadiusz Mularczyk z PiS, równie dobrze może uwierzyć w spadek po nigeryjskim księciu, o którym przeczytał w mailu. Prawica miała osiem lat, a zabrała się do roboty pod koniec drugiej kadencji. Ale kiedy temat wreszcie stanął na agendzie, 5 września 2022 r., Borys Budka z PO mówił, że jeśli działania zostaną podjęte, to będą kontynuowane, kiedy władza się zmieni, a reparacje od Niemiec „może zapewnić tylko rząd PO”. W tym czasie – według sondażu IBRiS dla „Rzeczpospolitej” – poparcie dla starań o finansowe zadośćuczynienia za straty wojenne wyrażało 51,1 proc. Polaków.
Czytaj więcej
Połowa badanych uważa, że Polska powinna się domagać reparacji od Niemców za straty spowodowane II wojną światową. To zwolennicy prawicy.
Jeszcze w poniedziałek „Gazeta Wyborcza” informowała, że Niemcy „wiozą miliony euro dla polskich ofiar III Rzeszy”. We wtorek kanclerz Olaf Scholz nie zostawił złudzeń (jeśli ktokolwiek je wcześniej miał): Niemcy będą starały się realizować wsparcie na rzecz osób ocalałych z okupacji, w Berlinie powstanie miejsce upamiętnienia polskich ofiar. Klasyczna polityka oparta o doktrynę „Chcemy, aby”.
Donald Tusk skomentował, że Niemcy mają argumenty na rzecz tezy o tym, że temat reparacji jest zamknięty. Wyjaśnił, że nie jest rozczarowany „propozycją i dobrym gestem ze strony kanclerza Niemiec i niemieckiego rządu, bo nie ma takich gestów, które by usatysfakcjonowały Polaków i takiej sumy pieniędzy, która by zrównoważyła to, co się stało w trakcie II wojny światowej”. Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych, oświadczył: „Chcemy uzyskać niemiecki gest przyznania się do odpowiedzialności moralnej i zadośćuczynienia wobec ofiar. I cokolwiek uzyskamy, będzie to nieskończenie więcej niż to, co uzyskał PiS”.