Nigdy nie byłem zwolennikiem eksponowania jakichkolwiek symboli religijnych w instytucjach podlegającym władzy świeckiej. Nie lubię demonstrowania wyznawanego światopoglądu w przestrzeni publicznej. Moja wiara jest moim wewnętrzną twierdzą, do której nie muszę nikogo zapraszać. Ale żyję w kraju, w którym 75 procent ludności należy do jakiejś wspólnoty chrześcijańskiej. Pozostałe wyznania obejmują mniej niż 0,5 proc. populacji. Jedynie co piąty Polak nie wyznaje żadnej religii. Dlatego bezkrytycznie przyjmuję informację, że zgodnie z zasadami demokracji, większość obywateli tego kraju zgadza się na umieszczanie symbolu krzyża w przestrzeni publicznej. Jest to tradycja, której nie ma powodu zmieniać. No chyba, że się jest zwykłym populistą i chce się na tym ugrać jakieś korzyści polityczne.
Jednak zawsze, kiedy widzę populistę, który tanimi sztuczkami chce zdobyć poklask wyborców, przypomina mi się pewien cytat z „Przygód dobrego wojaka Szwejka” Jarosława Haska: „Dla pana generała wszystko było niesłychanie proste. Droga do sławy wojennej prowadziła według recepty: O szóstej wieczorem żołnierze dostają gulasz z kartoflami, o pół do dziewiątej idzie wojsko do latryny, żeby się wyknocić, o dziewiątej idzie spać. Przed takim wojskiem nieprzyjaciel pierzcha ze zgrozą.”
Radykaliści wierzą, że podziw wyborców najlepiej zdobyć hunwejbińską nadgorliwością. Nic bardziej mylnego. Polityczny poker wymaga cierpliwości. Łatwiej zagrać w ruską ruletkę, ale w tej grze szanse na przetrwanie wynoszą zaledwie 1 do 6.
Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski podpisał zarządzenie dotyczące „standardów równego traktowania”, które nakazuje, by nie eksponować w stołecznych urzędach symboli religijnych. Ta dyrektywa ma jeden zasadniczy cel: rozpoczyna wojnę o krzyże w salach szkolnych i w innych placówkach publicznych podległych stołecznemu ratuszowi. Wywołanie awantury o krzyż to pomysł, który w Polsce przetestowało już kilku przedstawicieli skrajnej lewicy, ale także i prawicy. Niedawno, bo zaledwie w grudniu zeszłego roku, takim samym przesłaniem kierował się chyba też poseł Grzegorz Braun, który zgasił z pomocą gaśnicy sejmowej chanukiję - żydowski świecznik ośmioramienny wystawiony na korytarzach sejmowych z okazji święta Chanuka. On również twierdził, że w polskim Sejmie nie ma miejsca dla takich symboli religijnych.
Czytaj więcej
- Naszym obowiązkiem jest deeskalowanie sytuacji, obniżanie napięcia, a nie odpalanie kolejnych pól, na których Polacy mogą się ze sobą poróżnić - tak marszałek Sejmu Szymon Hołownia skomentował podpisane przez Rafała Trzaskowskiego zarządzenie ws. krzyży w warszawskich urzędach.