Od czasu kiedy obecnie rządzący byli jeszcze opozycją, pomysłów na to, jak uporać się z lekcjami religii w polskiej szkole, było kilka. Sugerowano, na przykład, przeniesienie tych zajęć ze szkół do przykościelnych salek (zastanawia, dlaczego forsowana od tak długiego czasu edukacja seksualna nie doczekała się takiej propozycji, tj. by zajęcia te mogły odbywać się w salkach przyległych do stosownych przybytków), zmniejszenie liczby jej godzin, niezamieszczanie oceny z religii na świadectwie czy niewliczanie jej do średniej ocen. Ostatecznie, na konferencji która odbyła się piątego lutego 2024r., minister Barbara Nowacka zapowiedziała, że na ten moment ministerstwo pracuje jedynie nad ostatnimi z tych rozwiązań.
Niełatwo zrezygnować z religii w szkole
Można zgadywać, co wytraciło pęd galopujących, antyreligijnych idei. Czy były to problemy natury formalnej (religii, ze względu na Konkordat, ze szkół nie da się tak łatwo wyprowadzić jak lekcji HiT-u czy prac domowych), a może raczej niezgoda między koalicjantami. Efekt tego taki, że przystano na rozwiązanie najmniej kontrowersyjne, wobec którego nikt Rejtanem kładł się nie będzie, ale które też w żadnym wypadku nie może zadowolić wyborców oczekujących ziszczenia się idei szkoły świeckiej - tutaj warto się zatrzymać i zastanowić, dlaczego właściwie o taką wizję szkoły zabiegać.
Z czym idea szkoły świeckiej miałaby się wiązać? Przecież treści religijne w edukacji nie są ograniczone jedynie do lekcji religii i trudno się temu dziwić. Specyfika polskiej historii i kultury polega na tym, że jest ona dość mocno z religią powiązana i choć może się nam to nie podobać, nie wydaje się przecież zupełnie pozbawione sensu to, by uczyć dzieci (nawet te posiadające niewierzących rodziców) tego, co przez ponad tysiąc lat nas kształtowało. Czy powinniśmy, na przykład, ocenzurować lektury szkolne (choćby czytane fragmenty Pisma Świętego albo „Potop”)? Lekcje wiedzy o społeczeństwie (podstawa programowa pkt. I, 4; III, 2)? Może właśnie o to chodzi w zapowiadanym przez ministerstwo, odchudzaniu (które przecież równie dobrze możemy nazywać ogołoceniem bądź ograniczeniem) podstawy programowej i liczby lektur? Jaką jednak wartość ma krytyka religii, jej porównywanie do innych wierzeń czy nawet omawianie jej wpływu na społeczeństwo bez jej zrozumienia? Wydaje się, że postulat tak silnie akcentowany jeszcze cztery miesiące temu przez Lewicę domaga się dużo szerszej wizji szkoły. A takiej nikt nam nie dostarczył.
Dlaczego uczniowie chodzą na religie w szkole
Problem zrozumienia, a właściwie jego braku, dla obecności religii w szkołach widać nawet u dzieci i młodzieży uczęszczających na te lekcje. Uczniowie pytani o to, dlaczego uczestniczą w lekcjach religii, najczęściej wskazują na jeden z dwóch powodów. Albo nakazali im to rodzice, albo potrzebują bierzmowania by potem móc wziąć ślub kościelny. Oba te powody nie mogą satysfakcjonować nawet kogoś, kto jest zwolennikiem nauczania tego przedmiotu. Prędzej czy później dzieci te zaczną, co typowe dla okresu dojrzewania, buntować się wobec tego, co zastane, a ich rodzice szybko przekonają się, że im bardziej na religię naciskali, tym bardziej swoje dzieci od niej odsunęli. Drugi powód wynika zwyczajnie z niewiedzy, bierzmowanie bowiem do ślubu kościelnego jest niepotrzebne, jest jedynie zalecane. Dlaczego nikt dzieci z tego błędnego przekonania nie wyprowadza?
Czytaj więcej
Dyskusje o wyprowadzeniu religii ze szkół są bez sensu. Swego czasu temat podejmował już rząd SLD i ostatecznie uznał, że religii ruszał nie będzie. Ale debata nad religią winna obudzić Kościół, który musi się zastanowić nad jakością katechezy.