Słowa Donalda Trumpa, że Stany Zjednoczone mogą nie wypełnić swoich zobowiązań sojuszniczych wynikających z artykułu 5, czyli obrony militarnej napadniętego kraju – bo słowa o zachęcaniu Rosji do agresji można jednak złożyć na efekciarski styl kampanii Trumpa – wywołały wstrząs wśród europejskich elit. Z jednej strony dlatego, że ponowny wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA jest wielce prawdopodobny. Z drugiej strony dlatego, że były i prawdopodobnie przyszły prezydent może jednak nie rzucać słów na wiatr.
Czytaj więcej
Były prezydent Donald Trump powiedział w sobotę, że będzie zachęcał Rosję, aby zrobiła "cokolwiek, do cholery, chce" z każdym krajem członkowskim NATO, który nie spełnia wytycznych dotyczących wydatków na obronę.
Donald Trump pamięta rechot niemieckich dyplomatów
Zarówno wśród europejskich politycznych elit, jak i wśród wielu ludzi, którzy polityką się na co dzień nie interesują, rozpoczęła się debata na temat wydatków na obronę w Europie. Co samo w sobie ma charakter ozdrowieńczy. Bo w końcu Stany Zjednoczone, które są gwarantem bezpieczeństwa krajów NATO i wydają na obronę nieporównywalnie więcej w liczbach bezwzględnych – co jest dość oczywiste z racji wielkości gospodarki amerykańskiej – ale także w proporcji do dochodu narodowego, nie mogą tolerować, że najbogatszy i najbardziej gospodarczo prężny kraj NATO w Europie, Niemcy, nie spełniają przez lata minimalnego poziomu wydatków na obronę, śmiesznie niskich 2 proc. dochodu narodowego.
W 2022 roku, a więc w roku agresji Rosji na Ukrainę, było to zaledwie 1,4 proc. a więc 70 proc. zobowiązań. Do tego dochodzi fakt, że – opierając się na ocenie sir Dietera Helma z Uniwersytetu Oksfordzkiego z 2018 roku – najazd Rosji na Ukrainę był bezpośrednim efektem polityki niemieckiej prowadzonej od około 20 lat, czyli budowy nord streamów. Warto wspomnieć, że w 2018 roku na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych, delegacja niemiecka wyśmiała krytykę takiej polityki zagranicznej RFN wysuniętą przez Donalda Trumpa. I on z pewnością do dzisiaj ten rechot niemieckich dyplomatów pamięta.
Nord Stream to współczesna forma paktu Ribbentrop–Mołotow
Celem zbudowania dwóch nord streamów, czyli czterech potężnych gazociągów, było umożliwienie Rosji najazdu na Ukrainę. Od początku tego projektu było to wiadome – była to wiedza powszechna. I to pomimo tego, że dyplomacja niemiecka i jej akolici zaprzeczali takiemu rzeczywistemu celowi tego projektu. Nad Europą unosiły się opary absurdalnie bzdurnej argumentacji Niemiec, że Nord Stream był projektem komercyjnym, a nie strategicznym sojuszem niemiecko-rosyjskim – współczesną formą paktu Ribbentrop–Mołotow, by zacytować obecnego ministra sprawa zagranicznych Radosława Sikorskiego.