Wizyty Donalda Tuska tego samego dnia w Berlinie i Paryżu to symboliczne odnowienie Trójkąta Weimarskiego sparaliżowanego przez ostatnie lata antyniemieckim kursem PiS. Polska jest teraz tam, gdzie jej miejsce – na równi z Francją i Niemcami – mówił mi niedawno w nieoficjalnej rozmowie ambasador jednego z państw UE.
Czytaj więcej
- Europa musi stać się kontynentem bezpiecznym, a to oznacza, że UE, Francja, Polska muszą się stać państwami silnymi - mówił w czasie konferencji prasowej przed rozmowami z prezydentem Francji, Emmanuelem Macronem w Paryżu, premier Donald Tusk.
Francja ma wielu sojuszników
W UE trzeba jednak grać na wielu fortepianach i nie można być niewolnikiem tylko jednego formatu, jak było to z PiS i Grupą Wyszehradzką. Francja tradycyjnie wypracowywała wspólne stanowiska z Niemcami, ale to nie przeszkadza jej w aktywnej współpracy w formacie śródziemnomorskim czy w przeszłości w weimarskim. W ostatnich latach także zacieśniła konsultacje z Holandią, która po brexicie stała się głównym rzecznikiem interesów krajów rynkowej Północy. Polityka unijna kształtuje się wzdłuż wielu wektorów i trzeba umieć szukać różnorodnych sojuszników.
Trójkąt Weimarski istnieje od 1991 roku
Naturalne jest to, że Polska jako jedno z największych państw Unii, do tego położona na wschodniej granicy UE, kluczowej w tej chwili dla bezpieczeństwa Wspólnoty, musi być aktywnym sojusznikiem Niemiec i Francji. Tym krajom wręcz zależy na konsultacjach z Polską. Łatwiej zresztą o awans do europejskiej ekstraklasy w sytuacji, gdy hiszpański premier Pedro Sánchez kompromituje się ustępstwami na rzecz katalońskich separatystów, byle tylko utrzymać się przy władzy. A włoska premier Giorgia Meloni co prawda okazała się całkiem proeuropejska, jednak należy do radykalnej prawicy, co ustawia ją trochę na marginesie unijnej polityki.