Oto Jarosław Kaczyński na konferencji prasowej dotyczącej obrony wolności mediów przed złowrogim rządem Donalda Tuska zdążył, w czasie kilku minut: obrazić dziennikarza Wirtualnej Polski, zarzucając mu, że jego pytanie było „aktem źle zrozumianej propagandy”; stwierdzić, że telewizja TVN uprawia propagandę przypominającą „najgorsze czasy XX wieku”; zasugerować mediom, że wymyśliły sobie Mariusza Kamińskiego pokazującego w Sejmie gest Kozakiewicza; stwierdzić, że każdy może dzwonić do prezesa TVP o trzeciej w nocy, jeśli prezesa zna i ma problem z telewizorem; a na koniec oświadczyć, że wszyscy dziennikarze (z wyjątkiem tych z TV Republiki i Michała Adamczyka oraz Samuela Pereiry, ale to się rozumie samo przez się) są w beznadziejnej sytuacji, bo płaci im się za to, żeby bronić tego, co się dzieje w Polsce, a tego się bronić nie da.
Czytaj więcej
- W Polsce mieliśmy do czynienia z funkcjonowaniem normalnego państwa demokratycznego, gdzie doszło do jednego poważnego sporu prawnego - mówi o rządach PiS prezes Jarosław Kaczyński.
– Serdecznie państwu współczuję – stwierdził Jarosław Kaczyński, kończąc konferencję prasową w trybie „jak mi się nie podobają pytania, to wychodzę”. I wyszedł.
Postęp: Jarosław Kaczyński odpowiada na pytania dziennikarzy
Jeśli PiS chciał tą konferencją obsadzić się w roli ostatnich sprawiedliwych, na szturmowanych przez Donalda Tuska i Bartłomieja Sienkiewicza szańcach demokracji, to trzeba uczciwie przyznać, że udało się to połowicznie. Na plus, po ośmiu latach sprawowania władzy przez PiS, należy zapisać to, że prezes Kaczyński w ogóle na jakieś pytania odpowiadał, bo przez lata przyzwyczailiśmy się do oświadczeń, po wygłoszeniu których obserwowaliśmy tylko oddalające się jego plecy. Tym razem między oświadczeniem a plecami prezesa minęło kilka minut, więc, uczciwie mówiąc, pewien postęp odnotowaliśmy.