Wypowiedź Jacka Żakowskiego o podzieleniu się wpływami w mediach publicznych wywołała wściekłość wśród liberalnych elit. Niesłusznie. Triumfująca koalicja trzech partii chce za wszelką cenę odzyskać media publiczne. To konieczne, gdyż po ośmiu latach płynącej z TVP rządowej propagandy z publicznych mediów pozostał publiczny wstyd. Jacek Żakowski z pewnością nie będzie bronił braku bezstronności dziennikarskiej wielu adeptów tej sztuki, którzy pracowali na Woronicza. Zauważył jednak coś, co wydaje się oczywiste. Widzowie utożsamiają się z tymi mediami, które wyrażają ich poglądy, a bezstronność i apolityczność są czymś niezrozumiałym. Lubimy po prostu oglądać, słuchać i czytać to, z czym się utożsamiamy. Bardzo trudno dziś znaleźć znaczącego publicystę, który zachowałby zdrowy dystans wobec wszystkich partii. Niektórzy nazywali ich symetrystami, co oznaczać miało branżowe odrzucenie. Nie można przecież być bezstronnym, to niemożliwe w tak podzielonym społeczeństwie jak polskie. I zdaje się nie być naturalne we współczesnej demokracji. To problem z którym nowa władza powinna się zmierzyć. Ale raczej tego nie zrobi.
Czy następny prezes TVP nie będzie wspierał rządu Donalda Tuska?
Media publiczne od lat były dla każdej władzy czymś w rodzaju łupu wojennego. Wszystkie partie starały się wywierać na nie wpływ, niezależnie od opcji politycznej. PiS doprowadził to jednak do perfekcji, robiąc z mediów maszynkę do nakręcania społeczeństwa przeciwko opozycji. Dawno została utracona bezstronność, a etyka dziennikarska to już w zasadzie pojęcie z innego świata.
Czytaj więcej
Walka o media publiczne wkracza w nową fazę – Trybunał Konstytucyjny postanowił nowemu rządowi zakazać zmian w tym obszarze. Ale jego decyzje są mocno wątpliwe. Najważniejsze, co teraz z wnioskiem ministra kultury zrobi sąd rejestrowy.
Jednocześnie PiS, czy to nam się podoba czy nie, ma kilkumilionową rzeszę wyborców. Pozostawienie tych wyborców poza nawiasem życia publicznego będzie potęgowało tylko chęć zemsty i podkręcania atmosfery. Jacek Żakowski zadał zatem słuszne pytanie o to, czy jesteśmy, jako społeczeństwo, klasa polityczna, dziennikarze, gotowi do tego, aby podzielić się mediami? Bo czy następny prezes TVP z nadania nowej władzy na pewno nie będzie starał się wspierać rządowej koalicji? Nikt poważny w to nie uwierzy. Być może nie będzie to się odbywało z takim natężeniem, jak w ciągu ośmiu lat rządów PiS, trudno bowiem wyobrazić sobie na te chwilę, że może być gorzej. Programy publicystyczne od dawna już nie są merytoryczne, a służą jedynie do napuszczania na siebie dwóch zwaśnionych stron, najlepiej za pomocą znanych z ciętego języka i ostrej polemiki postaci życia politycznego. Wyniki oglądalności, tak jak wyborcze słupki poparcia w polityce, zastąpiły w mediach zdrowy rozsądek i poczucie misji.
Czy możliwa jest telewizja, w której programy mają zarówno Tomasz Lis, jak i Tomasz Sakiewicz?
Jednak
dostrzegam jedno
niedopatrzenie ze strony Jacka Żakowskiego. W zasadzie jego apel
skierowany był do
wyborców przyszłej rządowej koalicji, która, mówiąc delikatnie,
poczuła krew,
a jej pragnienie
zemsty zdaje
się być
silniejsze
od dialogu. To jednak powinien być również apel
do tych, którzy władzę oddają, bowiem
głos o
pojednanie
i dialog zawsze powinien
być kierowany
do obydwu
stron. Przez osiem lat PiS robił wszystko, aby poziom debaty
publicznej obniżyć, a media publiczne stały się przykładem tego,
jak wyglądać nie powinny. Trudno dziś sobie wyobrazić, aby Tomasz
Lis i Tomasz Sakiewicz prowadzili w publicznej telewizji swoje
programy. Tego zwaśnione plemiona, podsycane przez sprzyjające
media i polityków, nie są w stanie sobie wyobrazić. A może to nie byłby wcale taki zły pomysł?