Niedawno zakończone wybory połówkowe (midterms) do amerykańskiego Kongresu były w Polsce uważnie obserwowane zarówno przez PiS, jak i opozycję. Oczywiście z pełnym zastrzeżeniem co do różnic między polskim a amerykańskim systemem wyborczym. Jakie wnioski płyną z amerykańskich wyborów w trakcie rozkręcającej się kampanii w Polsce?
Wnioski są co najmniej trzy. Po pierwsze, zgubna jest wiara w narracje, które nie są poparte uważnym spojrzeniem na rzeczywistość, dane i fakty, narracji podpartej starannie wybranymi pod budowanie politycznej tezy wynikami sondaży. Opowieść wykreowana przez republikanów o nieuchronnej „czerwonej fali” była na tyle nęcąca dla mediów, że częściowo jej uległy. To zaś spowodowało, że wynik wyborów z ubiegłego tygodnia jawił się jeszcze bardziej na korzyść demokratów, niż gdyby o „czerwonej fali” nie mówiły tak często media. To pokazuje, jak ostrożnie trzeba podchodzić do wszelkich „nieuchronności” w polskiej kampanii wyborczej, niezależnie od tego, której dotyczą strony politycznego sporu.
Po drugie, dobrze wybrana strategia wyborcza pomogła demokratom. Czyli wzmacniania najbardziej radykalnych kandydatów GOP tak, by stali się tożsami dla szerokiego ogółu wyborców z całą partią. To dostrzegł też w niedawnym przemówieniu w trakcie jednego z wyborczych spotkań prezes PiS Jarosław Kaczyński, który w Bielsku-Białej podkreślał, że politycy PiS nie powinni głosić idei skrajnych. Szerzej w PiS można spotkać się z poglądem, że strategia Tuska, by dokonywać polaryzacji na osi z Zbigniewem Ziobrą, to w jakimś sensie odbicie strategii demokratów. To oznacza, że w kampanii manewrów o podobnym kształcie jak wniosek o wotum nieufności dla Zbigniewa Ziobry – próby wykreowania takiej polaryzacji – może być zdecydowanie więcej.
Czytaj więcej
Choć Donaldowi Trumpowi udało się podporządkować sobie Partię Republikańską, tej wcale nie wyszło to na dobre. Jej zwycięstwo okazało się znacznie mniej okazałe niż przewidywano w przedwyborczych sondażach.
Po trzecie, inflacja nie okazała się tak morderczym czynnikiem dla demokratów, jak to zakładali ich polityczni rywale oraz media. Bo jak się okazuje, w polityce mało jest jednoznacznych czynników przesądzających o zwycięstwie lub klęsce. Skupienie na jednym – również przez media – może prowadzić na manowce. To nie znaczy oczywiście, że inflacja nie była czynnikiem, który pomagał republikanom i nie był korzystny dla demokratów. Ale jak się okazało, tezy, że będzie przesądzająca, nie stały się prawdziwe. To na polskim gruncie dobra wiadomość (przynajmniej teoretycznie) dla koalicji rządzącej. Duże znaczenie miała również kryzysowa reakcja Bidena wobec takich zjawisk jak np. ceny benzyny.