Każdy liczy, że przechytrzy kolegów i utuczy się ich kosztem. Nic dziwnego, że Polacy, którzy patrzą dalej niż koniec własnego nosa i czują coś więcej niż ciężar portmonetki, z niepokojem wpatrują się we mgłę nadchodzących miesięcy.
Czy przed nami kolejna erupcja narodowej głupoty, która trzyma się – mocno już zdewaluowanego – 500+, ale nieczuła jest na skłócenie z Europą, coraz gorsze perspektywy gospodarcze przy urodzaju afer i przekrętów u koryta władzy? Monumentalne inwestycje państwowe wzorowane na „drugiej Polsce” Edwarda Gierka jeszcze pogorszą położenie. Czy kiedykolwiek wybrniemy z dołka, w który sami się wepchnęliśmy niefortunnymi decyzjami wyborczymi z lat 2015 i 2019?
Niespodziewana nadzieja napłynęła w ostatnich dniach z Ameryki: Donald Trump, uważany za pewnego już zwycięzcę wyborów uzupełniających do obu izb Kongresu, okazał się wielkim przegranym. Oficjalnych wyników jeszcze nie ma, bo w różnych stanach obowiązują inne metody liczenia głosów, ale prowadzeni przez niego republikanie nie odzyskają Senatu, a w Izbie Reprezentantów będą mieli najwyżej przewagę jednego głosu. Przecież jest regułą, że w takich wyborach – odbywających się w środku kadencji aktualnego prezydenta – wysoko zwycięża opozycja.
Czytaj więcej
Nie spełniły się nadzieje republikanów na przejęcie kontroli nad obiema izbami amerykańskiego parlamentu. Będzie im trudniej blokować wsparcie Ukrainy. To dobre wiadomości dla naszego bezpieczeństwa.
Co się stało? Przecież Trump i jego kandydaci wołali, że prezydenckie wybory zostały sfałszowane, podobnie jak Kaczyński po swoich przegranych. Przecież grzmiał o zdradzie, kłamał i obiecywał gruszki na wierzbie; czyżby istniała mądrość ludu? Ameryka jest w trudnej sytuacji, ponosi ciężar pomocy walczącej Ukrainie, ale jej gospodarka kuleje, infrastruktura domaga się inwestycji. Zbyt długo mieszkałem w Ameryce, aby nie wiedzieć o enklawach ciemnoty i obojętności na wszystko, co sięga dalej niż własny nos. Tak jak w Polsce, tak jak wszędzie. A jednak…