Żyjemy w czasach, gdy debatę publiczna zastąpiła propaganda. Nie konfrontacja argumentów, a budowanie „narracji" jest treścią współczesnego życia publicznego. Fakty mają drugorzędne znaczenie, liczą się emocje, budowanie wizerunku, eksploatowanie strachu i nadziei czy dzielenie społeczeństwa na swoich i obcych.
Pogarda dla faktów i dla debaty publicznej ma miejsce także w dziedzinie polityki gospodarczej, tak wydawałoby się niepodatnej na manipulacje „narracji". Bo to dziedzina, w której fakty najłatwiej ustalić i przeciwstawić fałszywej propagandzie. Tymczasem to właśnie polityka gospodarcza jest jednym z czołowych tematów uzasadniających „dobrą zmianę" i prezentowana jest jako fundamentalne zakwestionowanie dotychczasowej praktyki w tej dziedzinie. Plan wicepremiera Mateusza Morawieckiego prezentowany jest nieomal jako alternatywa dotychczasowego modelu polityki gospodarczej symbolizowanej przez byłego wicepremiera Leszka Balcerowicza. „Polonizacja" systemu bankowego, podatek bankowy, niewprowadzony podatek handlowy czy uszczelnienie systemu podatkowego są charakterystycznymi elementami polityki gospodarczej obecnego rządu. Ale czy rzeczywiście wystarczają, by określić ją jako przełom?
Otóż trudno Jarosława Kaczyńskiego i politykę, którą tworzy, traktować jako alternatywę dla systemu Balcerowicza. Przypomnijmy, że u jego podstaw leży bezkrytyczne wdrożenie zasad tzw. konsensusu waszyngtońskiego forsowanego w latach 90. XX w. przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Jego istotą było przyjęcie ustalanych przez czynniki zewnętrzne wobec naszego kraju i w interesie zewnętrznym reguł kształtujących polską gospodarkę. Główne postulaty to liberalizacja gospodarek postkomunistycznych, zwłaszcza deregulacja handlu i rynków finansowych, ułatwienie w prywatyzacji dla kapitału zagranicznego, przekształcenie gospodarek w rynki zbytu dla zewnętrznych producentów, uprzywilejowanie kapitału zagranicznego w budowaniu gospodarki rynkowej.
Jeżeli porównamy model przebudowy gospodarki komunistycznej w rynkową prowadzonej według wytycznych MFW w europejskich krajach z modelem przezwyciężenia komunizmu w gospodarce chińskiej, ignorującej zalecenia tej instytucji, to dopiero ujrzymy rzeczywiste koszty transformacji wyrażające się przede wszystkim w tempie wzrostu PKB. Polityka Balcerowicza nie tylko się nie sprawdziła, jeżeli chodzi o hamowanie inflacji, ale przede wszystkim nie wytrzymuje konkurencji z modelem transformacji, który był zaprzeczeniem realizacji konsensusu waszyngtońskiego i przyczynił się do bezprecedensowego wzrostu ekonomicznego w Chinach. Prof. Witold Kieżun słusznie uważa politykę Balcerowicza za model budowania gospodarki neokolonialnej.
Wyzwaniem dla polskiej gospodarki jest właśnie przezwyciężenie jej neokolonialnego charakteru, przede wszystkim poprzez wzmacnianie i rozwój rodzimej przedsiębiorczości. Oczywiście proces ten w warunkach naszego członkostwa w Unii Europejskiej jest znacznie trudniejszy niż w latach 90., gdy jeszcze nie należeliśmy do UE. Niemniej nawet obecnie państwo ma wiele możliwości budowania własnej przyszłości w sferze ekonomii, jeżeli dokona zasadniczej reorientacji polityki gospodarczej. Nadal ma bowiem możliwość prowadzenia polityki regulacyjnej i różnorakich form wspierania rodzimej przedsiębiorczości, zwłaszcza dysponuje instrumentem zamówień publicznych. Ten zwrot wymaga oparcia się na paradygmacie patriotyzmu gospodarczego.