Czwartek był dobrym dniem dla oczekujących jedności opozycji. Wszyscy jej przedstawiciele – od Lewicy przez PO po Porozumienie – zapowiedzieli wspólny wniosek o komisję śledczą po doniesieniach prezesa NIK Mariana Banasia. To jednak tylko chwilowy symbol, bo praktyczne rozmowy o szerszej, być może nawet wyborczej, współpracy opozycji toczą się bardziej w mediach niż w rzeczywistości. Nie tylko dlatego, że perspektywa wyborów jest odległa, ale też dlatego, że żadna z sił opozycyjnych nie uporządkowała jeszcze do końca swojej sytuacji wewnętrznej. Lewica ma regionalne wybory, które potrwają do grudnia, Platforma czeka na rozstrzygnięcia w regionach i wybór nowego prezydium, a PSL – na wybory prezesa 4 grudnia.
To nie znaczy jednak, że politycy nie analizują tego, co dzieje się w innych krajach, zwłaszcza tych bliskich Polsce. Ostatnie dwa przykłady to Czechy i Węgry. W Republice Czeskiej pięć partii opozycyjnych podzieliło się na dwa wyborcze bloki, co przyczyniło się do sukcesu i zwycięstwa nad partią premiera Andreja Babiša. W Polsce przedstawiciele PSL oraz Porozumienia Jarosława Gowina najczęściej mówią o tym, że opozycja powinna się podzielić na dwa bloki.
Czytaj więcej
Ciężko chory prezydent ma zostać pozbawiony uprawnień. W czasie, gdy powstaje nowy rząd.
Odtworzenie tego w Polsce nie będzie jednak proste. Po pierwsze, czeska opozycja dokonała konsolidacji dość krótko przed wyborami. Koalicja SPOLU powstała na początku kwietnia tego roku, koalicja PIRSTAN (Piraci i Burmistrzowie) – kilka miesięcy wcześniej.
W Polsce jednak powstanie tylko dwóch bloków wyborczych – przynajmniej zgodnie z wizją PSL – zakłada, że PO pod wodzą Donalda Tuska porozumie się z Lewicą. A w tej chwili takich apetytów nie ma ani po jednej, ani po drugiej stronie. Tusk wyraźnie chłodno traktuje Lewicę, ta stawia zresztą na własną drogę. Nawet więc jeśli dojdzie do współpracy PSL, Hołowni i Gowina, to osobno może wystartować Koalicja Obywatelska oraz osobno Lewica.