W działającym od 1999 r. powszechnym systemie emerytalnym istnieje limit (30-krotność średniego miesięcznego wynagrodzenia), powyżej którego nie trzeba zwiększać w danym roku swoich oszczędności emerytalnych. Ma on głębokie merytoryczne uzasadnienie i jest korzystny dla wszystkich uczestników systemu, niezależnie od tego, czy limit ten obecnie osiągają czy nie. Wynika to z dostosowania systemu emerytalnego do realiów XXI wieku.
Likwidacja poprzedniego systemu emerytalnego i wprowadzenie w jego miejsce obecnego w 1999 r. (nazywane trochę myląco reformą emerytalną) miało na celu ochronę dochodów pokolenia aktywnego ekonomicznie. Poprzedni system prowadził do ich drastycznego ograniczenia na skutek podnoszenia składek. Przedsmak tego mieliśmy w ostatnich dwóch dziesięcioleciach XX wieku. Składki na wszystkie ubezpieczenia społeczne (czyli nie tylko na emerytury) wzrosły z 15,5 proc. w 1980 r. do 45 proc. w połowie lat 90. Projekcje pokazywały konieczność dalszego podnoszenia składek do absurdalnie wysokiego poziomu.
Tamten system został zlikwidowany. Dzięki temu od 1999 r. składki emerytalne nie rosną, co pozwala na szybszy wzrost wynagrodzeń trafiających do aktywnych ekonomicznie Polaków. To ewidentny sukces, o to chodziło.
Informacja o poziomie przyszłych emerytur
Zmiana dokonana w 1999 r. (podobną wprowadzono wtedy w Szwecji) skutkuje jednak dostarczeniem prawdziwej informacji o wysokości przyszłego poziomu emerytur mierzonych tzw. stopą zastąpienia. Większość innych systemów takiej informacji nie daje. Oczekiwania są w nich budowane na obecnej sytuacji.
Dotyczy to także fachowych analiz, które zakładają, że przez kolejne dziesięciolecia nie będzie w tych systemach zmian, co jest niemożliwe. Niezależnie od typu powszechnego systemu emerytalnego i dotyczących go konkretnych regulacji średniej wysokości emerytur nie da się podnieść powyżej poziomu wyznaczonego przez proporcję liczebności pokolenia pracującego i pokolenia emerytów oraz skalę obciążenia pokolenia pracującego.