No i wreszcie doczekaliśmy tego, że to kot połyka psa. W dodatku nasz kot, biało-czerwony. Mówię, oczywiście, o naszym narodowym przewoźniku PLL LOT, który zdecydował się kupić wielkie niemieckie linie czarterowe Condor (nie mylić z również niemieckim Legionem Condor, który 83 lata temu zbombardował Guernicę!).
Nie ma wątpliwości, że dla naszej narodowej dumy to dodatkowy zastrzyk adrenaliny. Jeszcze 20 lat temu to LOT rozpaczliwie szukał nabywcy i został sprzedany liniom Swissair. Nieszczęśliwie, bo dwa lata później okazało się, że potężna, doświadczona i pewna swych sił szwajcarska firma zbyt śmiało kupowała inne linie lotnicze – zakładając, że je bez kłopotu wyprowadzi na prostą (kiedy przyszły chude lata po ataku na World Trade Center, zadławiła się swoimi nabytkami).
Kilka lat temu załamała się również kolejna próba prywatyzacji LOT, z udziałem dynamicznych Turkish Airlines, a potem jeszcze bardziej dynamicznych linii Wizz Air. Miało to o tyle znaczenie, że – zdaniem ekspertów – średniej wielkości liniom lotniczym coraz trudniej będzie wytrzymać konkurencję ze strony gigantów.
A że w latach 2008–2015 LOT przynosił ogromne straty, jego przyszłość nie wyglądała różowo.
Dziś jednak są powody do zadowolenia. LOT przeżył kryzys i na nowo przynosi zyski, choć nie są one zbyt wielkie. Zamówił nowe samoloty, otworzył nowe połączenia, zwiększył liczbę pasażerów. Wreszcie poczuł się tak pewnie, że sam ruszył na łowy. Po wypróbowaniu sił na zakupie niewielkich estońskich linii Nordica połyka ogromnego Condora.