Ministrowie z gabinetu premiera Morawieckiego zapowiadają, że we wtorek przedstawione zostaną nowe obostrzenia w ramach walki z pandemią koronawirusa. Nie wiadomo, czy będą to kolejne zarządzenia dotyczące niewychodzenia z domu, czy też może jeszcze dalej posunięte restrykcje. Aż strach się bać, że będzie to np. całkowite zamknięcie gospodarki, w tym zamknięcie tych wszystkich zakładów, biur i fabryk, które nie tworzą tzw. infrastruktury krytycznej.
Na razie gospodarka wciąż stara się działać jak może, z nadzieją, że pandemię uda się opanować w ciągu miesiąca, może dwóch. Dobrze obrazuje to system zamówień publicznych, który nadal jako tako funkcjonuje. Zarówno samorządy, jak i inne instytucje publiczne, a nawet niektóre przedsiębiorstwa (zobligowane do tego przepisami), składają zamówienia w e-systemie – przeprowadzają konkursy ofert, wybierają wykonawców itd. Oczywiście samo zamówienie, jeśli chodzi o zadania inwestycyjne realizowane w średnim czy dłuższym okresie, żadnej firmie nie poprawi kondycji finansowej (pod względem bieżącego strumienia pieniędzy), ale może przynieść poprawę, gdy opadnie kurz pandemii i będzie można wziąć się do pracy pełną parą.
Pytanie tylko, czy jednocześnie rząd odpowiednio szybko zorientuje się, jak wielkie zmiany w systemie zamówień publicznych są potrzebne. System jest niezwykle zbiurokratyzowany, sformalizowany. Firmy, które mają zaległości w zadaniach publiczno-prawnych, nie mogą startować w przetargach, a takich będzie za chwilę cała rzesza. Z drugiej strony szpitale już teraz wytykają, że firmy odmawiają im dostaw niezbędnego sprzętu i podstawowych narzędzi do walki z pandemią, bo szpital jest zadłużony... Kanał zamówień dla szpitali trzeba udrożnić natychmiast.
Już nie pierwszy raz w komentarzach pojawia się to zdanie, ale trzeba je wciąż powtarzać: mamy sytuację nadzwyczajną, od rządu trzeba wymagać nadzwyczajnych działań.