Bardzo ucieszył mnie opublikowany 2 lipca apel młodych ekonomistów („Dług dla regeneracji. Apel o zniesienie limitu zadłużenia w Konstytucji RP"). Od dawna zachęcam pokolenie 20–30-latków do „buntu". Do tego, by aktywne włączyli się w kształtowanie ustroju i przyszłości naszego państwa. Niepokoi ich marazm, w tym niska partycypacja w wyborach, swego rodzaju przyzwolenie, by o przyszłości kraju (ich przyszłości) decydowali seniorzy, którzy w przeciwieństwie do młodych ochoczo udają się do lokali wyborczych. Mam nadzieję, że apel jest wyrazem szerszego przebudzenia.
Zupełnie jednak nie rozumiem przedmiotu buntu. Jest on moim zdaniem źle ukierunkowany. Apel młodych ekonomistów sprowadza się do stwierdzenia, że od dogonienia Zachodu, sprawiedliwego społeczeństwa i ekologicznie zrównoważonego państwa dzieli nas jedna przeszkoda: konserwatywna polityka dotycząca długu publicznego i zapisany w konstytucji jego limit.
Według autorów negatywnie wyróżnia nas to na tle Europy, gdzie o kryteriach z Maastricht wszyscy już zapomnieli i zadłużają się na potęgę, bo to element „nowej normalności". Zdaniem sygnatariuszy apelu także nasz kraj powinien podążyć tą drogą, tym bardziej że szkodliwość publicznego długu to mit. Gdybyśmy tylko pozwolili na jego wzrost do unijnej średniej (78 proc. PKB), to setki miliardów złotych wydatków publicznych odmieniłyby kraj, zapewniając dobrą przyszłość kolejnym pokoleniom.
Tak, ale...
Przyjrzyjmy się przedstawionym w apelu argumentom. Z niektórymi można się częściowo zgodzić. Prawdą jest, że nadzwyczajne sytuacje (jak pandemia) wymagają nadzwyczajnych działań. Tyle tylko, że tego typu działania zostały w Polsce podjęte, a ich skala (w relacji do PKB) była jedną z największych w Europie. Równocześnie nie zbliży nas to zbytnio do konstytucyjnego limitu, bo zdecydowana większość wydatków została wypchnięta poza tzw. polską definicję długu. Ten definicyjny rozjazd – polska a unijna – sam w sobie stanowi kuriozum, które dobrze obrazuje, że politycy od samego początku stworzyli szeroką furtkę, by limit obchodzić.
Prawdą jest, że dług zaciągany na produktywne inwestycje i mobilizujący uśpione zasoby może stanowić wielką dźwignię rozwojową. Paradoks polega jednak na tym, że dobre, produktywne inwestycje nie zwiększają relacji długu do PKB. Właśnie po tym rozpoznaje się „dobry" dług! Jeśli służy on akumulacji produktywnych aktywów, to generowane przez niego dochody (PKB) kompensują przyrost długu.