Jeszcze niedawno Mateusz Morawiecki chwalił się, że polski rynek pracy radzi sobie z pandemicznym kryzysem najlepiej w Europie. Bo w trzecim kwartale aktywność zawodowa Polaków nie tylko wróciła do normy po załamaniu w pierwszej fali pandemii, ale nawet wskoczyła na rekordowo wysoki poziom.
Wydaje się jednak, że premier – jak to ma ostatnio zresztą w zwyczaju – pochwalił dzień przed zachodem słońca. Bo o ile dzięki ogromnym programom pomocowym firmom udało się przetrwać najtrudniejszy okres i nie doszło do masowych zwolnień, o tyle nasz rynek pracy wcale nie ma się świetnie. Odwrotnie, im dłużej trwa pandemia i związane z nią obostrzenia w działalności gospodarczej, tym gorzej. Pierwsze bardzo negatywne sygnały już widać. W tym roku firmy zapowiedziały, że w ramach zwolnień grupowych zwolnią ok. 70 tys. osób, co jest liczbą największą od dziesięciu lat, czyli od ostatniego globalnego kryzysu finansowego.
Te groźne zapowiedzi nie są na szczęście realizowane od razu, ale co będzie, gdy skończy się kroplówka od państwa? Dziesiątki tysięcy firm w pozamykanych branżach praktycznie nie mają możliwości uzyskania przychodów, by utrzymać siebie i swoich pracowników, a spora część z nich nie będzie w stanie się odnaleźć w postpandemicznej rzeczywistości długo po zniesieniu lockdownu. Do tego publiczna pomoc trafia tylko do tych podmiotów, które są zamknięte decyzją administracyjną, za to szerokim łukiem omija te, które dostały rykoszetem. Dobrym przykładem pralnie, które po zamknięciu hoteli nie mają dla kogo świadczyć usług, albo firmy cateringowe, które obsługiwały firmowe spotkania i imprezy, albo taksówkarze, którzy nie mogą doczekać się klientów, albo...
Kryzys pandemiczny na rynku pracy będzie więc odczuwalny jeszcze długo. Zrozumiałe jest, że rząd zajmuje się gaszeniem pożarów czy to w służbie zdrowia, czy w gospodarce. Ale powoli należałoby już zacząć myśleć bardziej perspektywicznie. Jakiego wsparcia potrzebują przedsiębiorstwa w powrocie na ścieżkę wzrostu? Czy kolejnych dotacji na przeżycie, czy może prawdziwego impulsu rozwojowego? Jak wykorzystamy rekordowe wsparcie z Unii Europejskiej, by posłużyło nam wszystkim, a nie głównie podnoszeniu notowań obozu rządzącego?