Gdy szykuje się mecz ligi angielskiej czy hiszpańskiej, rodzina wie: inne plany na bok. Właściciel Farmacolu spędzi wieczór przed telewizorem. I choć od czasów, gdy jako młody absolwent AW, obrońca w barwach Fabloku i trener młodzieżowego klubu w Jaworznie biegał razem z chłopakami po boisku, minęło ponad 20 lat, oglądając zmagania ulubionych drużyn, chętnie znów wyszedłby na murawę.
– Bez piłki nożnej nie wyobrażam sobie życia – mówi Olszewski. Sportowej pasji zawdzięcza ważne w biznesie cechy: skłonność do rywalizacji i wytrwałość.
Gabinet Andrzeja Olszewskiego to najważniejsze pomieszczenie na trzecim piętrze katowickiej siedziby Farmacolu. Za ścianą urzęduje żona Zyta. Odpowiada w firmie za kontakty z dostawcami, prowadzi też dwie apteki. Drzwi w drzwi biuro ma prezes spółki. Wszystko pod kontrolą. Nikt w branży nie ma wątpliwości, że to Olszewski, choć formalnie jest tylko przewodniczącym rady nadzorczej, faktycznie kieruje grupą.
– Ani ja, ani żona nie jesteśmy od ręcznego zarządzania. Ale w sprawach strategicznych, jak choćby przejęcia firm, decydujący głos należy do nas.W branży ma opinię bezwzględnego, autorytarnego, wyciskającego współpracowników jak cytrynę. Większość menedżerów, którzy odeszli z Farmacolu, nie wypowiada się o Olszewskim w superlatywach. – Nie jest typem intelektualisty. Bezpośredni, szorstki, nie przebiera w słowach. Gdy coś idzie nie po jego myśli, potrafi wygarnąć – takie opinie słychać najczęściej. Pod nazwiskiem nie powiedzą jednak nic.– Nie mam najłatwiejszego charakteru – przyznaje Olszewski. – Ale nie znam nikogo, kto stworzyłby od podstaw dużą firmę i nie przestrzegał twardych zasad. Wymagam od innych, ale i od siebie – dodaje. I nieco bardziej dyplomatycznie: – Stosunki międzyludzkie nie są moją najmocniejszą stroną.
Relacje z ludźmi to raczej domena Zyty Olszewskiej, farmaceutki z wieloletnim stażem. Pod tym względem uzupełniają się. On: zasadniczy, uparty. Ona – ciepła, tonuje nastroje.