Witold M. Orłowski: Niezbyt wesoła historia Turyngii

Pieniądze szczęścia nie dają, o czym najlepiej świadczy historia sfrustrowanej Turyngii.

Publikacja: 05.09.2024 04:30

Witold M. Orłowski: Niezbyt wesoła historia Turyngii

Foto: Adobe Stock

Jak bardzo sfrustrowana jest Turyngia, mieliśmy okazję przekonać się w czasie niedzielnych wyborów. Dwie populistyczne „partie protestu”, prawicowa AfD i lewicowa BSW, zdobyły łącznie połowę głosów, deklasując konkurencję z obu stron sceny politycznej. Wyborców obu partii może wiele różnić, ale łączą je trzy rzeczy: niechęć do imigrantów, ciepłe uczucia wobec nieboszczki NRD i jej dawnego lokatora Putina, a także poczucie poniżenia i wyzyskiwania przez spryciarzy z zachodnich landów.

Skąd taka frustracja 34 lata po zjednoczeniu Niemiec?

Trzeba przyznać, że losy Turyngii nie układały się najlepiej. W roku 1938 należała do najzamożniejszych regionów Niemiec, z PKB na głowę mieszkańca o jedną trzecią wyższym niż w sąsiedniej Bawarii. Chlubą kraju był jego przemysł: najlepsze na świecie mikroskopy z Jeny i wytwarzane w Eisenach modele bmw. Potem jednak Turyngię dopadł pech. Po krótkiej okupacji amerykańskiej przeszła w ręce Armii Czerwonej. Sowieci najpierw gruntownie ją obrabowali, a następnie włączyli do tworzonej przez siebie NRD. Zaczęła się socjalistyczna odbudowa, choć z charakterystycznymi dla niej umiarkowanymi sukcesami. W roku 1989 w Jenie nadal wytwarzano sprzęt optyczny, a w Eisenach samochody – ale mikroskopy były już przestarzałe, a miejsce bmw zajęły dwusuwowe wartburgi. PKB na głowę mieszkańca spadł poniżej połowy poziomu bawarskiego.

Zjednoczenie Niemiec w roku 1990 wydawało się kończyć pechowy okres w historii Turyngii. Bogaty zachód był gotów wyłożyć takie pieniądze, jakie tylko będą niezbędne, dla odbudowy gospodarczej wschodu. Dziś wiadomo, co trzeba było zrobić: utrzymać przez kilka lat osobną walutę w obu częściach kraju, a w tym czasie gruntownie ulepszyć infrastrukturę, wesprzeć powstawanie małych firm, z udziałem mieszkańców sprywatyzować duże. A przede wszystkim radykalnie zwiększyć produktywność dzięki potężnym inwestycjom przedsiębiorstw, zachęconych atrakcyjnymi kosztami pracy i hojnie udzielaną pomocą.

Tu jednak wkroczyła polityka. Natychmiast wymieniono marki wschodnie na zachodnie według absurdalnego kursu 1:1 (warte były jedną trzecią). Gwałtowny wzrost kosztów pracy wykończył przemysł, a bezrobocie szybko przekroczyło 25 proc. Sprywatyzowano przedsiębiorstwa, jednak przejmujące je firmy z zachodu uległy raczej rządowemu przymusowi niż rachunkowi ekonomicznemu. Krociowe zyski skasowali za to deweloperzy skupujący spekulacyjnie nieruchomości. Młodzież masowo wyemigrowała, bez trudu znajdując lepsze płace na zachodzie i nie widząc dla siebie perspektyw na miejscu. PKB na głowę mieszkańca podniósł się stopniowo do 60 proc. Bawarii – i na tym poziomie pozostaje do dziś. I tylko jedno poszło zgodnie z planem: państwo niemieckie rzeczywiście przekazało na wschód niewiarygodne pieniądze, ponad 2 biliony euro, w większości na wydatki socjalne.

I dziś wszyscy są sfrustrowani. Mieszkańcy landów wschodnich, bo uważają, że ich poniżono i oszukano. Mieszkańcy landów zachodnich, bo uważają że to oni w znacznej mierze sfinansowali względny dobrobyt kuzynów ze wschodu. Wessi patrzą z wyższością na Ossich, a Ossi z niechęcią na Wessich.

A wniosek z tego wszystkiego? Same pieniądze, nawet największe, nie rozwiązują problemów. Są co najwyżej narzędziem, które trzeba mądrze użyć dla ich rozwiązania.

Witold M. Orłowski

główny doradca ekonomiczny PwC w Polsce, Akademia Finansów i Biznesu Vistula

Jak bardzo sfrustrowana jest Turyngia, mieliśmy okazję przekonać się w czasie niedzielnych wyborów. Dwie populistyczne „partie protestu”, prawicowa AfD i lewicowa BSW, zdobyły łącznie połowę głosów, deklasując konkurencję z obu stron sceny politycznej. Wyborców obu partii może wiele różnić, ale łączą je trzy rzeczy: niechęć do imigrantów, ciepłe uczucia wobec nieboszczki NRD i jej dawnego lokatora Putina, a także poczucie poniżenia i wyzyskiwania przez spryciarzy z zachodnich landów.

Pozostało 86% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację