Cipiur: Maść na rogi dla start-upów

Start-up to harówa do sześcianu, a w Polsce lepiej mówić o czterodniowym tygodniu pracy i bezwarunkowym dochodzie podstawowym. Jednorożce więc masowo wyrastać u nas nie mogą, nie mówiąc już o tym, że na państwowej kaszy polskim start-upom rogi nie urosną – pisze publicysta.

Publikacja: 05.09.2024 04:30

Cipiur: Maść na rogi dla start-upów

Foto: Adobe Stock

Świat byłby inny bez start-upów, czyli karkołomnych przedsięwzięć, z których aż 90 proc. kończy się klapą, a 10 proc. upada już w pierwszym roku działalności. Jednak całkiem sporo z nich nie tylko przeżywa długie lata, ale też dostaje w końcu rogów, stając się tzw. jednorożcem (ang. unicorn), czyli firmą wartą 1 mld dol. i więcej. Pojawiają się też niekiedy jednorożce przepoczwarzające się w tytany, jak w skali globalnej Google, a w naszej skromniutkiej wersji – CD Projekt.

Uporządkowanie danych o start-upach skazane jest na klęskę, głównie z powodu bardzo nieostrych kryteriów. Gdy się kto uprze, może np. zaliczyć do tej kategorii każdą nową jednoosobową działalność gospodarczą. Z kolei, zanim nie zmienią właściciela lub nie wejdą na giełdę, wartości jednorożców są wyłącznie domniemane. Krąży np. po sieci informacja, że co roku powstaje na świecie 305 mln nowych start-upów, co oznaczałoby, że jedno takie przedsięwzięcie przypada na 25 mieszkańców Ziemi, wliczając dzieci, starców oraz miliardy ubogich i biedaków. Coś nie tak, nieprawdaż?

Start-upy i jednorożce są zatem podobne do storczyków. Botanicy nie mogą bowiem ustalić liczby ich gatunków. Większość twierdzi, że jest ich 20 tys., ale są też szacunki mówiące o 60 tys. różności tego kwiecia.

Geografia jednorożców

Według uznanej firmy CBinsight, w maju 2024 funkcjonowało ponad 1200 jednorożców. Połowa z nich powstała w USA, ale najwyżej wyceniana (225 mld dol.) była chińska spółka ByteDance z sektora mediów i rozrywki. Wyprzedziła zajmującą się rakietami kosmicznymi firmę SpaceEx Elona Muska (150 mld dol.) oraz OpenAI z San Francisco, której specjalizacji chyba nie trzeba wyjaśniać.

Drugim po Stanach wielkim „hodowcą” z liczbą ok. 200 jednorożców są Chiny, potem Europa, Indie i reszta świata. W wykazie CBInsights nie ma ani jednego jednorożca z Polski, a środkowoeuropejskie dają się zliczyć na palcach dwóch rąk, w tym są po dwa z Litwy i Estonii.

Wycena wszystkich jednorożców świata krąży obecnie wokół kwoty 4000 mld dol. Jakaś ich część, zapewne spora, nie ma jednak nic wspólnego z ikonicznym kanonem start-upów, czyli firemek na początku prawie bez pieniędzy działających w garażu kumpla. Tak czy owak, ilekolwiek by hasało po świecie wielkich i małych jednorożców, żaden nie jest z Polski.

Mądrych głów i ludzi czynu nam nie brakuje, więc co jest, do diaska? Zwięzła odpowiedź liczy trzy słowa: niedostatek wolnych kapitałów. Nic w tym dziwnego – ciągle jesteśmy na dorobku. Nie mamy nad Wisłą ciżby milionerów rentierów spędzających czas wolny na doglądaniu pieniędzy przekazanych do funduszy venture capital (VC).

W bardziej wygadanej wypowiedzi mieszczą się jeszcze trzy dekady jałowych narzekań na niestabilne warunki działalności gospodarczej w Polsce. Syntetycznym miernikiem skutków ciągłych zmian w otoczeniu gospodarczym (często na gorsze) jest spadek stopy inwestycji. „W roku 1999 nakłady brutto na środki trwałe sięgnęły równowartości 25 proc. PKB (…) od tego czasu stopa inwestycji była systematycznie coraz niższa. W roku 2022 (ostatnie dostępne dane roczne) znalazła się na poziomie 18 proc. PKB. Jest to poziom niepokojąco niski…”. To cytat z Marcina Mrowca, głównego ekonomisty Grant Thornton, który nie jest publicystą, więc nie użył słuszniejszej frazy „tragicznie niski”.

Tymczasem, polskie firmy mają jednocześnie sporo gotówki. Według NBP w czerwcu 2024 depozyty bankowe przedsiębiorstw wyniosły 652 mld zł. Podobna była ich średnioroczna wartość w całym 2023 r. Polskie firmy byłyby więc w stanie inwestować więcej. Od dwóch lat mają wprawdzie wielkie obawy związane z wojną w Ukrainie, ale trend spadkowy rozpoczął się przecież wiele lat temu.

Gdzie jest program gospodarczy nowego rządu?

Marzenia o Polsce jako zagłębiu rosnących w siłę start-upów, z których wyrastać będą jednorożce, rozpłyną się raczej w kiepskiej codzienności. Po prawie roku od wyborów parlamentarnych nie wiemy, czy obecna koalicja szykuje jakiś przemyślany, długookresowy program gospodarczy, czy będzie wolała płynąć z tym lub innym prądem, ruszając z rzadka raz lewym, raz prawym wiosłem?

W dalszym ciągu straszy wizja izery z państwowej fabryki, w której „polskie” będą głównie mury. Trochę lepiej jest z CPK, widać bowiem wyraźnie, że celem rządu jest przeczekanie zbiorowego amoku w tej sprawie i inwestowanie w infrastrukturę z chłodną głową, nie z rozgrzanym czerepem. Ale jest kolejny minus.

Nie słychać, żeby państwo chciało odciąć się od bezpośredniego udziału w gospodarce. Nie ma zapowiedzi prywatyzacji spółek Skarbu Państwa. Straszy pojęcie spółek strategicznych, jakby nie było innych niż własność sposobów pilnowania interesu państwowego, np. w postaci tzw. złotej akcji. Chociaż największe zachodnie spółki zbrojeniowe to firmy prywatne, to w Polsce stanowczo zbyt dużo ludzi wierzy ciągle, że państwowe jest lepsze w gospodarce niż prywatne, podczas gdy jest odwrotnie. Koalicyjny rząd uwikłany w ważne, lecz nie najważniejsze kwestie światopoglądowe nic z tym nie zrobi. Brakuje sprawdzonej gdzie indziej maści na rogi, więc nie wyczekujmy polskich jednorożców.

Nawet szybki rzut okiem ujawnia, że maść na porost rogów u start-upów jest wieloskładnikowa. Aptekarze wiedzą, że do leczniczych ingrediencji trzeba dodać bazę. Były szef Google’a Eric Schmidt powiedział ostatnio studentom ze Stanfordu, że firma przegrywa wyścig z liderami AI, ponieważ zdecydowała, że ważniejsze od wygranej są równowaga między pracą a życiem codziennym, wczesne wychodzenie z pracy i praca zdalna. Jedno zdanie i trzy razy słowo praca, ale bardziej w znaczeniu laby.

Schmidt dodał więc, że start-upy sprawdzają się dlatego, że „ludzie zasuwają w nich jak diabli” (the people work like hell). Dopiero gdy wypowiedział te słowa, zorientował się, że mówi nie do tych słuchaczy, więc wyjaśniał potem na łamach „The Wall Street Journal”, że wyraził się nie tak, jak chciał. Ponieważ prawdziwe są przede wszystkim słowa zdementowane, więc tak – start-up to harówa do sześcianu, a w Polsce lepiej mówić o czterodniowym tygodniu pracy i bezwarunkowym dochodzie podstawowym.

Smakowite kąski z polskiego talerza

Ze świecą szukać w Polsce odpowiednio wyposażonych rodzimych funduszy venture capital, które są w świecie naturalnymi i największymi dostawcami środków dla start-upów. Zagraniczne VC siejące gdzie indziej „złotem” z worków, w Polsce posypują drobniakami z garstki. Niekiedy jednak pogrzebią w portfelu i zgarniają najsmakowitsze kąski. Tak było z poznańskim przedsięwzięciem Allegro, które od lat kontrolowane jest przez obce firmy. Prywatne fundusze VC z kraju i ze świata zachowują się racjonalnie: gdy nie ma w lesie grzybów, grzybiarze siedzą w domach.

Według danych z raportu PFR Ventures i Inovo VC, w 2023 r. zasilenie w łącznej wysokości 2,1 mld zł od 210 funduszy VC pozyskało 399 spółek. W latach 2022 i 2021 zaangażowanie funduszy VC wynosiło po ok. 3,6 mld zł, a więc biznes mocno przywiądł. Czy był to efekt wstrzymywania i oczekiwania na wyniki wyborów?

Oczywistym punktem odniesienia jest wartość zaangażowania VC w skali globalnej, która wg Statisty miała wynieść w 2023 r. nieco ponad 450 mld dol. To oznacza, że inwestycje VC w Polsce stanowiły prawdopodobnie 1 promil, czyli dziesiątą część jednego procenta światowych.

Jesteśmy na dorobku, więc dominują u nas bardzo drobne inwestycje zalążkowe zwane inaczej zasiewem (ang. seed capital), będące zasilaniem start-upów będących na samym początku drogi. Najwięcej, aż 380, było w Polsce właśnie inwestycji zalążkowych. Najwięcej pieniędzy (ok. 320 mln zł) zainwestowano natomiast w firmę ElevenLabs zajmującą się syntezą głosu i dubbingiem AI, która jest już ponoć jednorożcem. Powątpiewanie w narodziny jedynaka ustąpi, gdy wartość rynkowa ElevenLabs znajdzie potwierdzenie w wycenie dokonanej przez giełdę lub pojedynczego nabywcę.

Gdzie te worki z pieniędzmi inwestorów?

Rodzimych funduszy VC o kapitalizacji od kilkunastu milionów do 470 mln zł, koncentrujących się na finansowaniu polskich start-upów jest zaledwie dwadzieścia kilka. Poza nimi działają podmioty tworzone przez Państwowy Fundusz Rozwoju (PFR), Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (NCBR) i Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK). Te trzy i wszystkie inne państwowe są wszakże pod lupą kontrolerów niższej rangi, prokuratur, NIK, a zwłaszcza polityków z opozycji, więc nie mogą podejmować prawdziwego ryzyka – muszą przestrzegać „reguł”, które są w tej działalności nie do spisania.

Ratunkiem przed strachem nie są kolegialne decyzje, które w najlepszym razie są oportunistyczne. Dłuższe wywody w tej sprawie są niepotrzebne, wystarczy przypomnienie drwiny z czasów parlamentu frankfurckiego z połowy XIX wieku niesłusznie przypisywane kanclerzowi Bismarckowi, że „Osiemdziesięciu ośmiu profesorów i jesteś Ojczyzno zgubiona”. Na państwowej kaszy polskim start-upom rogi nie urosną, ale co tam…

Ostra ocena stanu i perspektyw innowacyjnej przedsiębiorczości jest uzasadniona, ale trzeba zdawać sobie także sprawę, że z powodu odrabiania wielkiego zapóźnienia rozwojowego dobijamy być może dopiero do momentu, w którym amerykański rynek start-upów był kilkadziesiąt lat temu. Warta uwagi jest także teza, że istotniejsze od powodzenia polskich start-upów usiłujących brać się za bary z technologiami z marzeń jest powodzenie „zwykłych” malutkich, małych i w ogóle wszelkich biznesów, z których są zyski tworzące kapitał i podatki. Wszystko ma swój czas, ale w odpowiednich warunkach czas pozwala się poganiać i taki był sens tych uwag.

Świat byłby inny bez start-upów, czyli karkołomnych przedsięwzięć, z których aż 90 proc. kończy się klapą, a 10 proc. upada już w pierwszym roku działalności. Jednak całkiem sporo z nich nie tylko przeżywa długie lata, ale też dostaje w końcu rogów, stając się tzw. jednorożcem (ang. unicorn), czyli firmą wartą 1 mld dol. i więcej. Pojawiają się też niekiedy jednorożce przepoczwarzające się w tytany, jak w skali globalnej Google, a w naszej skromniutkiej wersji – CD Projekt.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację