Jan Cipiur: Populizm truje gospodarkę

Otrzymaliśmy szansę odejścia znad krawędzi. Trzeba ją jeszcze tylko (?) wykorzystać.

Publikacja: 29.11.2023 03:00

Jan Cipiur: Populizm truje gospodarkę

Foto: Bloomberg

W 25 lat do 2015 r. Polska dorobiła się solidnych fundamentów gospodarczych. Choć przez osiem następnych uderzano w nasz dorobek taranami populizmu i demagogii, to gospodarka jednak działa, ale trzeszczy i stęka. Za wymierne skutki populizmu jako modus operandi, takie jak wielkie zadłużenie państwa, zatrzymanie inwestycji, a przede szerzenie wiary w ekonomiczno-finansowe gusła, przyjdzie nam zapłacić.

Rachunki będą wysokie, zaś powrót do status quo ante z okolic A.D. 2015 potrwa długo. Takie przewidywania są uzasadnione, ponieważ populiści zostawiają po sobie gospodarki w zgliszczach, w zapaści lub rozstroju.

Przykładów dewastacji w wyniku populizmu jest mnóstwo. Najbardziej spektakularny jest przypadek Argentyny, która wskutek trwonienia przez 70 lat zasobów i możliwości, z państwa z wielkim potencjałem stała się ekonomiczno-finansowym pośmiewiskiem.

Bolesny jest kazus Włoch, które w wielkiej mierze z podobnej przyczyny nie są w stanie w pełni wykorzystać swych atutów. Mamy populizmy z lewa, prawa, a ostatnio także z centrum, ale czy łączy je wspólny mianownik?

Trzech niemieckich ekonomistów akademickich (Manuel Funke, Christoph Trebesch, Moritz Schularick) twierdzi w pracy o populizmie i gospodarce („Populist Leaders and the Economy”), że tak. Ustalili, że przez dwa–trzy lata po objęciu rządów przez populistycznego przywódcę różnica wielkości realnego PKB w porównaniu z państwami kierowanymi przez ludzi „rozsądnych” nie daje się wprawdzie zauważyć, ale wkrótce zaczyna się pojawiać. Po 15 latach po objęciu władzy przez gabinety populistów realny PKB przypadający na głowę mieszkańca staje się aż o 10 proc. niższy w porównaniu z krajami rządzonymi przez ekipy „rozsądne”.

Kolejne nieszczęścia mocniej dotykające kraje pod rządami mistyfikatorów to rosnące w relacji do PKB zadłużenie i wyższa inflacja. Do państw rządzonych przez populistów trudniej ściągać inwestycje zagraniczne, widać w nich jak na dłoni erozję instytucji i postępującą chwiejność makroekonomiczną zamiast pożądanej stabilności. Wypisz, wymaluj – Polska za rządów duetu Kaczyński–Duda wraz z przybocznymi.

Badanie jest solidne, chociaż nastręczało trudności. Historia gospodarcza nie dostarcza dowodów ilościowych. Populizm jest zauważalny, ale na jakiej podstawie uznać, że inny rząd jest „rozsądny”? Podobnie jak w innych badaniach zastosowano kryterium znane w Polsce w ujęciu ks. Chmielowskiego: „koń, jaki jest, każdy widzi…”. Nawiasem, wbrew wpajanemu nam przekonaniu, autor „Nowych Aten…” nie był bynajmniej mistrzem skrótu i błyskotliwości. Po pierwszym kongenialnym następują bowiem dalsze zdania w sprawie rzeczonego konia, kończące się dopiero po ok. półtorej strony tekstu.

Populiści to zatem ci, którzy wyznają i stosują w praktyce podział ideologiczny „my i oni”. Można z takim ujęciem dyskutować, ale jest przejrzyste, łatwe do weryfikacji przez każdego, a najważniejsze, że nie udało się dotąd znaleźć lepszego. Tym sposobem, w 60 państwach wytwarzających obecnie ok. 95 proc. globalnego produktu brutto naukowcy wyróżnili w okresie 1900–2020 liczbę 51 populistycznych premierów i prezydentów.

Przytoczone już konkluzje są zgodne z intuicją większości ekonomistów oraz rzesz laików. Jeśli zatem co najmniej nieźle oddają rzeczywistość, to otrzymaliśmy szansę odejścia znad krawędzi. Trzeba ją tylko (?) wykorzystać. Zważywszy obietnice przedwyborcze składane bardzo szerokim gestem przez wszystkie ugrupowania, może z tym nie być łatwo. Swoją drogą, ludzie łykają populizm jak ostrygi – gładko i ze smakiem, choć przecież formalny poziom oświecenia jest wysoki. Wszak nigdy nie było tylu Polaków z wyższym wykształceniem, coś więc mocno nie tak jest z edukacją i edukatorami. Zatem jeszcze raz za ks. Chmielowskim: „Smoka pokonać trudno, ale próbować trzeba”.

W 25 lat do 2015 r. Polska dorobiła się solidnych fundamentów gospodarczych. Choć przez osiem następnych uderzano w nasz dorobek taranami populizmu i demagogii, to gospodarka jednak działa, ale trzeszczy i stęka. Za wymierne skutki populizmu jako modus operandi, takie jak wielkie zadłużenie państwa, zatrzymanie inwestycji, a przede szerzenie wiary w ekonomiczno-finansowe gusła, przyjdzie nam zapłacić.

Rachunki będą wysokie, zaś powrót do status quo ante z okolic A.D. 2015 potrwa długo. Takie przewidywania są uzasadnione, ponieważ populiści zostawiają po sobie gospodarki w zgliszczach, w zapaści lub rozstroju.

Pozostało 84% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację