W Polsce nie mamy długoterminowej strategii mieszkaniowej, choć o konieczności posiadania takowej odbyło się tysiąc debat i napisano tysiące tekstów. Rozmawiać i tworzyć analizy zawsze warto, ale może oszczędzę złudzeń: polityki mieszkaniowej z prawdziwego zdarzenia nie doczekamy się prawdopodobnie nigdy. Nomen omen przez politykę właśnie.
Kadencja Sejmu trwa cztery lata – i to jest podstawowy horyzont działań decydentów. Przejęcie władzy zawsze wiąże się z odkręcaniem rzeczy po poprzednikach i forsowaniem własnych słusznych rozwiązań. Realnie perspektywa jest jeszcze krótsza, bo w trakcie kadencji zmieniają się premierzy, ministrowie – co najczęściej wiąże się z odkręcaniem rzeczy po poprzednikach i forsowaniem własnych słusznych rozwiązań.
Czytaj więcej:
W Polsce budują albo deweloperzy, albo Polacy własnym sumptem. Według GUS w ciągu siedmiu miesięcy tego roku przedsiębiorstwa rozpoczęły budowę prawie 86 tys. mieszkań, o 35 proc. mniej niż rok wcześniej, a Kowalscy tzw. metodą gospodarczą zaczęli stawiać 41,5 tys. domów – o 29 proc. mniej. Pozostałe formy to kompletna nisza.
„Mieszkanie+” miało być przełomem i pokazać, że państwo na wielką skalę może zapewnić podaż. Zderzenie z realiami ekonomicznymi szybko sprowadziło do parteru piewców taniego budowania. Czy państwo w ogóle może być deweloperem? Może. Wszak Polski Holding Nieruchomości mieszkania jak najbardziej buduje – ale na zasadach rynkowych, a nie gospodarki księżycowej. Być może jakimś przełomem będą Spółdzielcze Inicjatywy Mieszkaniowe, czyli joint venture gmin i państwa, ale nawet koordynujący SIM-y Krajowy Zasób Nieruchomości przyznaje, że to głównie program dla mniejszych gmin.