Tomasz Adamczyk: Ambicje zamiast kompleksów

Polski rynek robi się coraz bardziej ciasny. Trzeba iść śladem firm z rynków jeszcze ciaśniejszych, jak Estonia, Łotwa, i już na etapie planowania biznesu myśleć o ekspansji.

Publikacja: 09.01.2023 22:00

Tomasz Adamczyk: Ambicje zamiast kompleksów

Foto: materiały prasowe

Pamiętam, jak wiele lat temu mój kolega z pracy po powrocie z wakacji radośnie przeżywał spotkanie z polskim produktem na zagranicznym rynku. Nie jestem już pewien, o co wtedy chodziło, ale chyba o popularny soczek dla dzieci. „Poczułem dumę, że polska firma poradziła sobie za granicą” – mówił autentycznie przejęty i niemal ze łzami w oczach.

Czytaj więcej

Polski rywal Ubera chce podbić Europę. Nasze auta na minuty już tam są

Faktycznie, kiedyś, świeżo po bankructwie bloku wschodniego, rodzimy produkt spotykany za granicą to było coś. Bo wtedy sklepowe półki uginały się od błyszczących i kolorowych towarów z Zachodu. Było tak zarówno w krajach oddzielonych od nas do niedawna żelazną kurtyną, jak i „po naszej stronie”: w Polsce, Czechach czy na Węgrzech. My nie byliśmy specjalnie zainteresowani kupowaniem dóbr znad Wełtawy czy Balatonu, z kolei Czesi czy Węgrzy też woleli batoniki, napoje i ubrania z zachodnią etykietą. To było takie odreagowanie siermięgi realnego socjalizmu.

Ale czas zrobił swoje. W krajach postkomunistycznych firmy rosły i się rozwijały, a wraz z nimi rosła jakość produkowanych przez nie towarów i usług. Ludzie przekonywali się, że rodzime marki nie zawsze muszą być gorsze. Kompleksy ustąpiły pola ambicjom. Na podbój konkurencyjnych rynków ruszyły firmy teleinformatyczne, spożywcze, kosmetyczne czy odzieżowe. Teraz polskie marki widoczne są nie tylko na sklepowych półkach, jak wszechobecne wafelki Prince Polo czy wyroby Mlekovity. Niektóre mają własne salony na prestiżowych ulicach czy w drogich galeriach handlowych światowych metropolii, jak Reserved w Londynie czy Inglot w Nowym Jorku.

Czytaj więcej

Auta przez aplikację rosną w siłę

Dziś wyjście w świat to już coraz rzadziej opcja, a częściej konieczność. Polska robi się coraz bardziej ciasna. Trzeba wzorować się na firmach z rynków jeszcze ciaśniejszych, jak Estonia czy Łotwa – one już na etapie planowania biznesu myślą o ekspansji. Cieszy, że iTaxi, koncept znad Wisły, chce wyjechać na europejskie drogi i wziąć się tam za bary z potężnymi konkurentami: Uberem czy FreeNow. Jeśli odniesie sukces, może stać się kolejnym dobrym przykładem dla innych.

Pamiętam, jak wiele lat temu mój kolega z pracy po powrocie z wakacji radośnie przeżywał spotkanie z polskim produktem na zagranicznym rynku. Nie jestem już pewien, o co wtedy chodziło, ale chyba o popularny soczek dla dzieci. „Poczułem dumę, że polska firma poradziła sobie za granicą” – mówił autentycznie przejęty i niemal ze łzami w oczach.

Faktycznie, kiedyś, świeżo po bankructwie bloku wschodniego, rodzimy produkt spotykany za granicą to było coś. Bo wtedy sklepowe półki uginały się od błyszczących i kolorowych towarów z Zachodu. Było tak zarówno w krajach oddzielonych od nas do niedawna żelazną kurtyną, jak i „po naszej stronie”: w Polsce, Czechach czy na Węgrzech. My nie byliśmy specjalnie zainteresowani kupowaniem dóbr znad Wełtawy czy Balatonu, z kolei Czesi czy Węgrzy też woleli batoniki, napoje i ubrania z zachodnią etykietą. To było takie odreagowanie siermięgi realnego socjalizmu.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację