Nawet najbardziej prywatne firmy, trzymające się z dala od politycznych układów, wiedzą, że lepiej monitorować działania polityków, bo ich decyzje przekładają się na warunki działania biznesu. Czytając w dzisiejszym wydaniu „Rz” tekst o problemach branży meblarskiej z dostępem do drewna z międzynarodowym certyfikatem FSC, można się po raz kolejny przekonać, że w prowadzeniu biznesu trzeba uwzględniać nie tylko decyzje, ale także sympatie i uprzedzenia polityków.
Według nieoficjalnych informacji za decyzją regionalnych dyrekcji Lasów Państwowych, które odstępują od certyfikacji FSC, mogą stać właśnie takie uprzedzenia polityków z Solidarnej Polski i ich niechęć wobec arbitrażu w Niemczech. Oficjalnym powodem są niekorzystne warunki narzucane przez FSC. Ale i ten powód słabo się broni w warunkach biznesowych, bo w takich sytuacjach raczej się wzmacnia zespół negocjatorów, zamiast wywracać stolik. Odstąpienie od certyfikacji drewna wcale nie zaszkodzi drugiej stronie, czyli FSC. Mocno natomiast uderzy w polskich eksporterów mebli, którzy już i tak ledwie zipią pod ciężarem rosnących kosztów energii.
Czytaj więcej
Jakby nie było innych kłopotów, na drodze rozpędzonej meblarskiej lokomotywy niespodziewanie staje kolejna bariera: groźba, że Lasy Państwowe odstąpią od certyfikacji drewna.
Tłumaczenie rzecznika Lasów Państwowych, że nawet bez międzynarodowych certyfikatów leśnicy dbają o zrównoważoną gospodarkę w lasach, jest rozbrajające. Oczywiście, że mogą dbać. Tak samo jak można być dobrym kierowcą bez prawa jazdy. Problem w tym, że nasze zapewnienia o umiejętnościach prowadzenia auta nie przekonają policjanta, a deklaracje o środowiskowym zacięciu polskich leśników nie wystarczą, by zapewnić polskim firmom dostęp do zagranicznych rynków. Owszem, można się zżymać, złościć i buntować na rosnącą liczbę zewnętrznych regulacji, różnych standardów i certyfikatów. Lecz jednocześnie trzeba przyznać, że w wielu sytuacjach ułatwiają one życie i prowadzenie biznesu.
Osobiście jako konsument wolę, gdy już przepłacam za ekologiczną marchew albo jabłka, dostać przynajmniej wiarygodny certyfikat potwierdzający jakość tych warzyw i owoców, aniżeli polegać na zapewnieniach sprzedawcy. To samo dotyczy dziesiątków innych certyfikatów potwierdzających jakość produkcji czy umiejętności pracowników. Buntując się przeciw normom i standardom narzuconym z zewnątrz, można oczywiście tworzyć własne, tak jak robiły to kraje z obozu socjalistycznego, tzw. demoludy. Dzisiaj jednak – jak pokazał też przykład kopalni w Turowie – lepiej jest zadbać o dobrych negocjatorów.