Dotychczas problem braku chętnych do prac sezonowych łagodził napływ cudzoziemców. Ale wojna diametralnie zmieniła sytuację. Tym razem nadzieje na to, że na sezon ściągnie do nas wielu Ukraińców, wydają się płonne. Co prawda w Ukrainie rzesze ludzi nie mają pracy, szczególnie na obszarach, które najbardziej ucierpiały podczas działań zbrojnych. Część tych osób mogłaby przyjechać do Polski, by podreperować domowe budżety. Ale wciąż obowiązuje tam dla mężczyzn zakaz wyjeżdżania z kraju.

W Polsce obowiązują uproszczone formy zatrudniania uciekinierów wojennych i dotychczas skorzystało z nich ok. 160 tys. osób. Trzeba jednak brać pod uwagę, że wśród uchodźców dominują kobiety i dzieci. To pewna szansa na uzupełnienie braków kadrowych w sezonowych usługach, takich jak gastronomia czy hotelarstwo, ale już w budownictwie, gdzie wymagana jest zwykle ciężka praca fizyczna lub określone kwalifikacje, Ukrainki i ukraińska młodzież na większą skalę raczej nie pomogą. Podobnie w rolnictwie. Tu kobiety mogą pracować (i chętnie dotychczas pracowały), pojawia się za to problem opieki nad dziećmi. Uchodźczynie zatrzymują się zwykle w wielkich miastach, na wieś mają daleko.

Jeśli szybko nie znajdą się chętni do pracy w polu czy na budowach, to sezon 2022 może okazać się kosztowny dla nas wszystkich. Mogą czekać nas np. przestoje i długie czekanie na ekipy budowlane czy wzrost cen ich usług, co dotknie wszystkich, którzy budują dom czy zamierzają kupić mieszkanie. Podobnie w rolnictwie – plony albo się zmarnują, albo da się je uratować, podnosząc stawki za pracę; w obu przypadkach oznacza to wyższe ceny żywności w sklepach.

Nic dziwnego, że przedsiębiorcy z branż opierających się na pracach sezonowych apelują do polityków o pilną reakcję. Pilną, bo problem trzeba rozwiązać już teraz, tak by nie obudzić się np. z propozycją zmian legislacyjnych za kilka tygodni, gdy będzie po prostu za późno. Zdaniem pracodawców zaś najlepszym rozwiązaniem byłoby szersze otwarcie naszych granic już nie tylko dla chętnych z krajów sąsiednich – Ukrainy, Białorusi, Mołdawii czy Gruzji – ale też z tych bardziej odległych, takich jak Nepal, Wietnam czy Filipiny. 

Taka propozycja wydaje się oczywista, jednak nie wiadomo, czy rząd z niej skorzysta. Obóz władzy nieufnie podchodzi do imigrantów, zwłaszcza tych z obszarów odmiennych kulturowo. Oby się nie skończyło tym, że zamiast porządnej polityki migracyjnej, adekwatnej do potrzeb rynku pracy, rząd przedstawi pomysły ad hoc, takie jak np. ten sprzed dwóch lat (podczas pandemii). O udzielenie pomocy rolnikom przy pracach sezonowych politycy apelowali wtedy do tych Polaków, którzy akurat nie pracowali. W tym do nauczycieli.