Jedni wyrażają niemal zachwyt, że wreszcie w Operze Narodowej można obejrzeć naprawdę świetny spektakl, inni nie kryją oburzenia, że wielki grecki mit Medei został zmasakrowany. Istotnie z antycznej opowieści opisanej przez Eurypidesa czy Senekę Młodszego jest w tym spektaklu niewiele. Dla reżysera Simona Stone’a Medea to zdesperowana, gotowa na wszystko współczesna kobieta, która znalazła się w krańcowo trudnej sytuacji.
Jednak już w XVIII w. dla potrzeb libretta pisanego dla Cherubiniego klasyczna opowieść o Medei została okrojona. Pozostało z niej głównie to, co dzieje się między nią a Jazonem w momencie, gdy jego miłość wygasła, gdyż wybrał inną kobietę. A Australijczyk Simon Stone, który swoimi inscenizacjami z reguły zaskakuje i prowokuje publiczność powtarza, że sięgając po klasyczne dzieło, zawsze stara się znaleźć w nim odniesienie do współczesności.
Czytaj więcej
Uwspółcześniona „Medea” w Operze Narodowej z pewnością wzbudzi kontrowersje, ale ten spektakl i jego twórcę Simona Stone’a należy poznać. To jeden z najważniejszych obecnie reżyserów na świecie.
Zrealizował więc spektakl o kobiecie, która desperacko walczy o dzieci, a kiedy nic już nie może zrobić, postanawia – jak antyczna Medea – zabić je. Robi to z miłości, z zazdrości, w gniewie lub z bezsilności. Motywy takich zbrodni bywają różne, ale czyż nie donoszą nam o nich współczesne media?
Simon Stone wręcz brawurowo żongluje teatralną formą, łącząc thriller z konwencją banalnego, serialowego melodramatu. Spektakl rozpoczyna się rozbudowaną sekwencją filmową pokazującą sielankowe życie Medei, Jazona i ich dzieci, przerwane gwałtownie w chwili, gdy żona nakrywa męża z kochanką.