W szpitalu covidowym we wschodniej Polsce niemal na każdym oddziale pacjenci leżą na dostawkach, przy których brakuje koniecznych w leczeniu koronawirusa stanowisk z tlenem. Kolejni czekają na zapchanym SOR, który karetki z chorymi odsyła do innych placówek. – Nie do przerobienia – mówi internista z zapchanego oddziału i dodaje, że o ile nie można jeszcze mówić o drugiej Lombardii, o tyle może to nastąpić, jeśli nie spadnie liczba zakażeń. A ta w środę wyniosła 6526. Kolejny rekord.
– Nikt nie powie, że łóżka będą dostępne każdego dnia w każdym szpitalu w Polsce. Będzie dochodziło do sytuacji, gdy może ich zabraknąć – przyznał w środę rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz, dodając, że w razie potrzeby chorzy mogą zostać przewiezieni do szpitala w innym województwie.
Czytaj także: Lekarze: brakuje łóżek. Rząd: brak zaangażowania
Lekarze czekają na miejsca w tzw. szpitalach koordynujących, październikową decyzją ministra zdrowia przekształcanych w wyłącznie covidowe. Gdy zostaną z nich wypisani ostatni pacjenci bez koronawirusa, będzie gdzie kłaść nowych. – Na razie problemem jest to, że szpitale „czyste" nie chcą przejmować od nas już wyleczonych z Covid, ale wciąż wymagających hospitalizacji. Gdyby ich przejęły, zwolniłoby się nawet 10 proc. łóżek – mówi lekarz.
Wysyłają matki
Natłok pacjentów to niejedyny kłopot placówek covidowych. Kolejny to brak personelu. We wtorek burzę wywołała wypowiedź wicepremiera Jacka Sasina, że „problemem jest zaangażowanie personelu medycznego, lekarzy (...) oraz brak woli części środowiska lekarskiego". Odniósł się on m.in. do odmów pracy w szpitalach covidowych mimo nakazów pracy wysyłanych przez wojewodów.