To, że pigułka „dzień po” jest na receptę, nie oznacza, że kobiety po nią nie sięgają. A oznacza jedynie tyle, że trzeba wyłożyć na nią pieniądze albo samą pigułkę kupić w „drugim obiegu”.
Antykoncepcję awaryjną, na co zresztą wskazuje sama nazwa, stosuje się w wyjątkowych sytuacjach. Wtedy gdy zawiodą inne metody zapobiegania ciąży, gdy dojdzie do gwałtu czy wtedy, gdy ludzie się zapomną – taka nasza natura. Nikt nie łyka „jak cukierki”, młodzi, którzy wiedzą o istnieniu pigułki (w końcu mają w szkole WDŻ, a od 2026 r. edukację zdrowotną), też zdają sobie sprawę z tego, czym ona jest. A że nie można jej traktować jako rutynowego środka antykoncepcyjnego pouczy farmaceuta czy przeczytają w ulotce.
Od 2020 r. sprzedaż pigułek „dzień po” stale rośnie
I to, że stosuje się ją w naprawdę szczególnych sytuacjach, pokazują dane, które na prośbę „Rzeczpospolitej” przygotowała specjalizująca się w obszarze ochrony zdrowia firma analityczna Pex. Okazuje się, że od lat liczba sprzedanych opakowań tabletki „dzień po” jest poniżej 30 tys. sztuk miesięcznie. I tak, przykładowo w tym roku w lutym kupiono 26 880 opakowań, w styczniu – 29 088 a w grudniu 2023 r. – 26 611. To oznacza, że obecnie poziom sprzedaży jest porównywalny do tego, który był przed wprowadzeniem recept, tj. przed lipcem 2017 roku.
Okazuje się, że od lat liczba sprzedanych opakowań tabletki „dzień po” jest poniżej 30 tys. sztuk miesięcznie.
W styczniu 2017 r. sprzedano 28 624 opakowań, w czerwcu 2017 r. – 23 749, w lipcu – 24 863. Spadek zauważalny jest dopiero od sierpnia 2017 r., kiedy liczba sprzedanych pigułek zmniejszyła się do 16 681 opakowań. W kolejnych miesiącach nie przekraczała w zasadzie 15 tys. – aż do maja 2020 r. kiedy liczba sprzedawanych tabletek zaczynała rosnąć. Wyraźny trend wzrostowy w sprzedaży antykoncepcji awaryjnej zauważalny jest od kwietnia 2020 r.