Pani Małgorzata (prosi o zachowanie anonimowości) od 7 lat pracuje w jednej z największych prywatnych firm medycznych w kraju. Należy do średniego personelu medycznego.
Niemal od dwóch lat z powodu choroby nerek, musi być dializowana. Zabiegi hemodializy odbywają się trzy razy w tygodniu. Każdy z nich trwa około 5 godzin. Podczas zabiegu krew pani Małgorzaty jest wielokrotnie przepompowywana na zewnątrz ciała do dializatora, który działa jak sztuczna nerka. Krew jest oczyszczana w czasie takiego zabiegu m.in. z produktów przemiany materii, toksyn, wody. Na dializy pani Małgorzata przyjeżdża do warszawskiego szpitala, który mieści się na Woli.
Lekarze, którzy się nią opiekują stwierdzili, że nie powinna rezygnować z pracy, z powodów terapeutycznych. - Gdy okazało się, że będę musiała mieć dializy poprosiłam pracodawcę, aby zatrudnił mnie na pół etatu. Nie było jednak na to zgody – wspomina. Dodaje, że doszło do absurdalnej sytuacji, gdy grafik jej dyżurów został ustalony tak, iż kolidował z dniami, gdy miała mieć dializy. – Problem został rozwiązany dopiero wtedy, gdy poprosiłam o mediację jednego z pracowników firmy. Jednocześnie lekarz medycyny pracy wpisał do mojego zaświadczenia o zdolności do pracy informację o dializach – dodaje pani Małgorzata.
Dopiero wtedy pracodawca zgodził się na to, aby pracowała na pół etatu. Grafika miała ustalony tak, że nie kolidował z zabiegami medycznymi. W pozostałe dni pracowała po 12 godzin.
Wszystko zmieniło się w tym roku. Tym razem pracodawca ustalił jej czas pracy w taki sposób, że musi stawiać się w pracy codziennie od godz. 8 do 11.45. – To dla mnie duży problem, bowiem po pracy muszę jechać na hemodializę. Mieszkam w okolicach Wyszkowa i po zabiegu jestem w domu około godziny 23. Następnego dnia muszę wstać do pracy o godz. 5 rano – opowiada nasza czytelniczka.