„Nagle ujrzałem wyłaniające się z otwartego fortepianu te przeklęte kreatury, które nawiedzały mnie owej ponurej nocy w klasztorze kartuzów” – pisał Chopin w liście do córki swojej wieloletniej towarzyszki życia George Sand.
Był rok 1848. W prywatnym salonie w Manchesterze mistrz wykonywał sonatę b-moll (tę z marszem żałobnym), nagle przerwał – jak opisał krytyk „Manchester Guardian” – po chwili wrócił i dokończył koncert. Zaledwie kilka miesięcy później zmarł. Miał 39 lat.
[srodtytul]Niepokój wyobraźni[/srodtytul]
George Sand wspominała, że nie mógł pokonać strachów i upiorów, które wywoływały „niepokój jego wyobraźni”. O przerażających zjawach nawiedzających kompozytora wspominali też inni – np. w roku 1844 Madame Streicher, jedna z jego uczennic.
– Trudno mi komentować stwierdzenia natury medycznej, trzeba jednak pamiętać, że Chopin był człowiekiem o nieprzeciętnej, bogatej wyobraźni – powiedziała „Rz” prof. Irena Poniatowska, przewodnicząca Rady Programowej Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina w Warszawie. – Podczas koncertu w Manchesterze był już tak schorowany, że tracił świadomość, musiano go wnosić na piętro. Był bardzo osłabiony, ledwo oddychał. U człowieka w takim stanie nietrudno o jakieś wizje. Ledwo wrócił do Francji, gdzie niedługo potem umarł.