Rok temu, gdy Papryczki ponownie w najsilniejszym składzie Flea, Anthony Kiedis, John Frusciante i Chad Smith wybrały w naszym regionie czerwcowe koncerty w Bratysławie i Budapeszcie, mogliśmy się czuć pominięci.
Pewnie bez znaczenia był fakt, że gdy przyjechali ostatni raz z Johnem Frusciantem do Chorzowa w 2007 r., promując „Stadium Arcadium”, był to łabędzi śpiew drugiej odsłony tego składu. Między muzykami nie było już dobrej chemii, musieli jeszcze wypełnić kontrakt, ale odejście Johna stało się przesądzone. Trochę mieliśmy pecha.
Czytaj więcej
Red Hot Chili Peppers, Depeche Mode, The Weeknd – światowa czołówka wystąpi niebawem w Polsce. Nasz rynek koncertowo-festiwalowy jest mocny i ma silną pozycję w Europie, choć brakuje infrastruktury w Warszawie.
Poprzednia wizyta w 2016 r., już z Joshem Klinghofferem, też nie miała idealnych okoliczności. Z jednej strony był to festiwalowy występ na Openerze i można było liczyć na wielką, spontaniczną publiczność, z drugiej jednak czas występu zbiegł się z meczem polskiej reprezentacji z Portugalią w ćwierćfinale Euro.
Z początku Mikołaj Ziółkowski, szef festiwalu wolał nie wystawiać telebimu – nawet bardzo daleko od sceny, jednak ostatecznie się na to zgodził. Wyglądało to następująco: kiedy fani odrobili lekcje głównej części koncertu, na wieść o rzutach karnych decydujących o awansie piłkarzy – biegli na złamanie karku do telebimu. Zamiast bisów zobaczyli jak Jakub Błaszczykowski nie strzela bramki, a drużyna Adama Nawałki odpada.