W tej porywającej zespołowej kreacji każda piosenka nagradzana jest brawami, a całość na premierze w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie zakończyła kilkunastominutowa owacja na stojąco.
Autor tekstów Marcin Napiórkowski zainspirował się amerykańskim musicalem „Hamilton” o ojcach założycielach Stanów Zjednoczonych. Wymyślił by nie ulegać dzisiejszemu defetyzmowi podzielonej Polski, tylko odtworzyć dzięki rapowi pozytywny mit jedynego w naszej historii bezkrwawego zwycięstwa i przypomnieć jego bohaterów z najlepszych lat, m.in. Lecha Wałęsę, Jacka Kuronia, Władysława Frasyniuka oraz ich wspaniałe żony. W niespełna trzygodzinnym spektaklu udało się opowiedzieć dowcipnym i pikantnym językiem dekadę od strajku w Stoczni Gdańskiej do obrad Okrągłego Stołu.
Nareszcie została doceniona w historii Solidarności rola kobiet.
Żywa i wibrująca w różnych stylistykach muzyka hip hopowca Andrzeja „Webbera” Mikosza jest dla mnie lepsza od pompatycznych produkcji brytyjskiego Webbera - Andrew Lloyda. To muzyczny kiler i nie mogę doczekać się płyty. Całość błyskotliwie wyreżyserowała Katarzyna Szyngiera, zaś scenariusz powstał w oparciu o wywiady z bohaterami, które przeprowadził również Mirosław Wlekły.
Trójka Napiórkowski, Szyngiera i Wlekły pracowała po raz pierwszy w Teatrze im. Słowackiego przy „Jedzonku” we wrześniu 2020 r. W „1989” dynamiczną, a jednocześnie zabawną choreografię stworzyła Barbara Olech. Pokazała wybory 4 czerwca w konwencji ulicznego beefu z disami (słownego pojedynku atakujących się raperów), w którym profesor Bronisław Geremek przechyla szalę na stronę Solidarności popisowym układem break dance. Obrady Okrągłego Stołu ilustruje roztańczony aktorski krąg, pędzący i cofający się jak płyta skręczująca pod ręką didżeja, gdy po środku Aleksander Kwaśniewski („Olo Game Changer” – Antek Sztaba) gnie się w zwariowanym układzie choreograficznym, przyrównując swoje rozdarcie między przeszłością a przyszłością do schizofrenii amerykańskiego rapera Kanye Westa. Scenografia Mileny Czarnik to fasada polskiego bloku, gdzie jest miejsce na mieszkanko Wałęsów i celkę wyobcowanego generała Jaruzelskiego (Rafał Dziwisz), który śpiewa, że zrobi Polakom stan wojenny w stylu „Czasu Apokalipsy”, co przypomina słynne zdjęcie z wozem pancernym na tle kina Moskwa. Z najwyższego piętra, czyli z nieba, pośmiertną wokalizę wykonuje Gaja, umierająca na raka, gdy jej mąż Jacek Kuroń siedział w więzieniu. Z balkonu ponad widownią o tym, że komuniści są kaputt krzyczy Erich Koch, nazistowski zbrodniarz, z którym posadzenie ludzi Solidarności było kolejną hańbą komunistów.