„Miejmy nadzieję, że Opatrzność na długie lata zachowa nam Pawła VI, lecz jeśli pewnego dnia potrzebować będziemy papieża, mój kandydat jest jeden: Wojtyła! Niestety, to niemożliwe. On jest bez szans”.
Słowa te zapisał jeden z najwybitniejszych teologów współczesnych, francuski jezuita Henri de Lubac, ekspert soborowy. Z metropolitą krakowskim arcybiskupem Karolem Wojtyłą zetknął się bliżej podczas prac nad tak zwanym schematem XIII, który stanie się zasadniczym dokumentem Soboru, wykładem unowocześnionego nauczania społecznego Kościoła, konstytucją Gaudium et spes (Radość i nadzieja). Jej przygotowywaniem zajmowała się Subcomissio Centralis (Podkomisja Centralna). Poza arcybiskupem Wojtyłą uczestniczyli w jej pracach dwaj świeccy eksperci periti: profesor Stefan Swieżawski i doktor Mieczysław Habicht, mieszkający stale w Szwajcarii działacz organizacji katolickich.
W pierwszym tygodniu lutego 1965 roku Podkomisja Centralna obradowała w miejscowości Ariccia, na południe od Rzymu, w górskiej okolicy Castelli Romani, gdzie od kilku stuleci znajdują się letnie rezydencje bogatych mieszkańców Wiecznego Miasta.
W przerwach obrad Karol Wojtyła spacerował po okolicy w towarzystwie profesora Swieżawskiego. Wtedy właśnie poznał, i dał się jej poznać, śmietankę intelektualnej elity Kościoła katolickiego Byli wśród niej dominikańscy teologowie z Francji: Jean Daniélou i Yves Congar, obydwaj – podobnie zresztą jak Henri de Lubac – w latach pięćdziesiątych posądzani o doktrynalną nieprawomyślność. Charakterystyczne, że wszyscy trzej otrzymali godność kardynała. Daniélou jeszcze za pontyfikatu Pawła VI, Congar i de Lubac przyjęli purpurowe birety z rąk Jana Pawła II. Karolowi Wojtyle najbliższy był ten ostatni.
Siedemdziesięcioletni jezuita jest legendą katolicyzmu francuskiego głównie z tego powodu, że podczas wojny należał do założycieli podziemnego pisma „Témoignage Chrétien” (Świadectwo Chrześcijańskie), które włączyło elitę francuskiego katolicyzmu w nurt ruchu oporu przeciwko Niemcom i reżimowi marszałka Pétaina. Kuria Rzymska traktowała go z podejrzliwością jeszcze w latach dwudziestych, głównie z powodu jego związków z najbardziej wówczas awangardowym teologiem i filozofem, jakim był we Francji inny jezuita Pierre Teilhard de Chardin, zwolennik skrajnego ewolucjonizmu. Po opublikowaniu encykliki Piusa XII Humanigeneris, piętnującej między innymi takie poglądy jako niezgodne z doktryną katolicką, de Lubac otrzymał zakaz nauczania. Poświęcił się wtedy badaniom religioznawczym, szczególnie nad buddyzmem. Zakaz cofnięto w 1957. Pięć lat później ojciec Henri de Lubac znalazł się w gronie powołanych przez Jana XXIII ekspertów soborowych.
W 1983 roku Jan Paweł II wyniósł go dogodności kardynalskiej z tytułem diakona Santa Maria in Domnica. Sędziwy jezuita musiał w takiej chwili przy pomnieć sobie prognozę sprzed kilkunastu lat, trafną, jeśli chodzi o osobę najlepszego kandydata na tron papieski, błędną w kwestii oceny jego szans na elekcję. Pionierzy odnowy teologicznej w Kościele katolickim (byli także inni, jak Hans Urs von Balthasar, zresztą w Ariccia nieobecny) zostawali kardynałami na ogół już za pontyfikatu Jana Pawła II. Niektórzy popadli w nowe konflikty z Urzędem Nauczycielskim, jak Bernhard Häring czy Hans Küng. Właściwie tylko Joseph Ratzinger, podczas Soboru doradca arcybiskupa Kolonii Josepha Fringsa, miał później – w 1978 roku już jako kardynał – bezpośredni, i to niemały, wpływ na wybór Karola Wojtyły. Niemniej rola soborowych periti w kształtowaniu się opinii o nim, jako o człowieku przyszłości Kościoła, nie może być pominięta. Kardynałowie bardzo liczyli się z ich zdaniem, chociaż nie zawsze je podzielali.