Kangur, opera i przemoc

„Plon” i „Powrót do Uluru” – dwie książki o Australii i Aborygenach. Opowieści o podboju, zbrodniach i niepamięci. Czy aby na pewno tylko o antypodach?

Publikacja: 08.03.2023 03:00

Uluru (Ayers Rock), święte miejsce Aborygenów, pod którym dokonał się istny mord założycielski

Uluru (Ayers Rock), święte miejsce Aborygenów, pod którym dokonał się istny mord założycielski

Foto: Serge Goujon/Shutterstock

„Jesteśmy kamieniołomem świata” – mówi babka August, bohaterka powieści „Plon” Tary June Winch. Elsie szykuje się właśnie do przeprowadzki. Ma opuścić miejscowość Prosperous będącą pozostałością XIX-wiecznej misji luterańskiej, bo powstać tam ma kopalnia cyny, której złoża odkryto w okolicy.

Ów cytat wyczerpuje dylemat, wątpliwości nie ma: Aborygeni byli ofiarą kolonializmu. Począwszy od 1788 r., czyli pierwszych osadników w Australii (w zasadzie brytyjskich zesłańców), a skończywszy na opresyjnej polityce asymilacji w wieku XX. Według wielu nikczemnej, bo prowadzącej do śmierci języków i zwyczajów oraz do rozrzedzenia aborygeńskiego żywiołu w zachodnich wzorcach.

Czytaj więcej

Hołodomor. Jak opisać apokalipsę

Przełożony przez Karolinę Iwaszkiewicz „Plon” to powieść o powrocie do korzeni, a wehikułem tej podróży jest język. Oprócz August poznajemy dwie inne opowieści – dziadka August, Alberta, a także wielebnego Greenleafa, założyciela misji w Prosperous z 1880 r. Kiedy pierwszy raz się tam znalazł, ujrzał „niskie wzgórza pokryte szarymi skałami wulkanicznymi, skąpa roślinność, ciągnące się przez setki mil pastwiska, na których tylko gdzieniegdzie majaczyły wielkie białe drzewa”.

Narracyjna trójpolówka

Dostajemy więc narracyjną trójpolówkę: współczesną historię August, która przyjeżdża z Anglii na pogrzeb dziadka i mierzy się z perspektywą wysiedlenia jej rodziny oraz traumatycznym wspomnieniem zaginięcia jej siostry w dzieciństwie. Przeplata się to z korespondencją Greenleafa, który internowany w 1915 r. (jako poddany imperium z podwójnym, niemieckim obywatelstwem) postanawia opowiedzieć wstrząsające dzieje misji dla autochtonów.

Za to Albert należy do pokolenia łączącego czasy Greenleafa ze współczesnością August. Jego opowieść poznajemy za sprawą słownika, który pisał pod koniec życia. Próbował w nim „zrekonstruować przedkolonialną historię tej okolicy” i ocalić od zapomnienia język swojego ludu. To fragmenty stylistycznie najbardziej zanurzone w tradycji i kulturze Aborygenów.

Ten autorski leksykon obfituje również w osobiste wspomnienia Alberta, jak choćby pierwsze spotkanie z żoną Elsie: „przyjechała (...) z autobusem studentów z miasta. (...) Powiedziała, że jeżdżą po kraju, żeby mówić Aborygenom o prawach człowieka! Cóż! Była piękna i bystra – więc od razu posłuchałem. (…) Pytali, czy w Massacre są jakieś rzeczy, które uważamy za dyskryminację. Cóż, szybko wyliczyliśmy to i owo. »Rozejrzyjcie się«, powiedziałem”.

40-letnia Tara June Winch sama ma korzenie aborygeńskie (lud Wiradujuri), a swoje Prosperous stworzyła na bazie prawdziwych osad i misji, m.in. w okolicach wideł rzek Murray i Darling, a także w pobliżu Skalnego Rezerwatu Przyrody – Aborygeński Kengal.

„Plon” jest dziełem niebagatelnym, ważnym nie tylko politycznie, ale też literacko. Może nie olśniewa językiem i pomysłami formalnymi tak, jak wydana w tej samej serii Czarnego „Obietnica” Damona Galguta z RPA. Ale porusza autentyzmem i umiejętnością opisywania niespektakularnego trwania zmarginalizowanej społeczności.

Plon Przeł. Karolina Iwaszkiewicz, Czarne, Wołowiec 2023

Plon Przeł. Karolina Iwaszkiewicz, Czarne, Wołowiec 2023

Gorsi poddani korony

Kilka miesięcy przed „Plonem” ukazała się po polsku inna australijsko-aborygeńska książka – „Powrót do Uluru” Marka McKenny (wyd. ArtRage) w przekładzie Tomasza S. Gałązki. To reportażowy owoc kilkuletniego śledztwa wokół pewnego zabójstwa autochtona z 1934 r. Śmierć, jakich mnóstwo było w tamtym czasie, ale która przez swoje okoliczności i pokłosie nabrała wymiaru symbolicznego.

Tytułowe Uluru to słynna skała w centralnej Australii. Jak pisze McKenna – „jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli Australii, zaraz po kangurze i operze w Sydney”. To właśnie u jego podnóża rozegrał się w 1934 r. pościg za zbiegami, który zakończył się śmiertelnym postrzeleniem młodego mężczyzny imieniem Yokununna z plemienia Anangu. Zabójstwa dokonał biały policjant Bill McKinnon, a tropić zbiega pomagali mu inni Aborygeni.

McKenna rekonstruuje na 200 stronach życiorys policjanta, formację, jaką przeszedł on i tysiące podobnych mu osadników. Następnie, badający dostępny materiał źródłowy, rekonstruuje minuta po minucie wydarzenia z dnia śmierci Yokununny.

Opowiada też, co nastąpiło później – m.in. o komisji śledczej badającej owe zdarzenia. Bo w świetle prawa Aborygeni byli poddanymi korony i mieli takie same prawa do sądu jak osadnicy. Jednak – pisze reporter – „o ile Aborygenów nader sprawnie zamykano w więzieniach za napaści czy morderstwa, Europejczyków za przemoc wobec Aborygenów skazywano bardzo rzadko”. Mało zaskakujące.

McKenna dodaje też, że przemoc była w warunkach tamtego kolonializmu chlebem powszednim, „głęboko zakorzeniona w codziennym życiu – tak Aborygenów, jak i nietubylców – na środkowoaustralijskim pograniczu”.

„Powrót do Uluru” w przeciwieństwie do „Plonu” jest lekturą wymagającą nieustannego sięgania do map i artykułów. Dużo tu detali i wątków pobocznych. Jednak na końcu tej mozolnej opowieści wyłania się dość poruszająca myśl, że „sławetne centrum duchowe Australii jest nierozerwalnie wpisane w przemoc założycielską tego narodu”.

Patrząc na rozliczenia z kolonializmem, jakie dokonują się dziś na całym świecie, naiwnością byłoby sądzić, że to książka tylko i wyłącznie o Australii.

Powrót do Uluru Przeł. Tomasz S. Gałązka, Art Rage, Warszawa 2022

Powrót do Uluru Przeł. Tomasz S. Gałązka, Art Rage, Warszawa 2022

„Jesteśmy kamieniołomem świata” – mówi babka August, bohaterka powieści „Plon” Tary June Winch. Elsie szykuje się właśnie do przeprowadzki. Ma opuścić miejscowość Prosperous będącą pozostałością XIX-wiecznej misji luterańskiej, bo powstać tam ma kopalnia cyny, której złoża odkryto w okolicy.

Ów cytat wyczerpuje dylemat, wątpliwości nie ma: Aborygeni byli ofiarą kolonializmu. Począwszy od 1788 r., czyli pierwszych osadników w Australii (w zasadzie brytyjskich zesłańców), a skończywszy na opresyjnej polityce asymilacji w wieku XX. Według wielu nikczemnej, bo prowadzącej do śmierci języków i zwyczajów oraz do rozrzedzenia aborygeńskiego żywiołu w zachodnich wzorcach.

Pozostało 87% artykułu
Literatura
"To dla Pani ta cisza" Mario Vargasa Llosy. "Myślę, że powieść jest już skończona"
Literatura
Zbigniew Herbert - poeta-podróżnik na immersyjnej urodzinowej wystawie
Literatura
Nagroda Conrada dla Marii Halber
Literatura
Książka napisana bez oka. Salman Rushdie po zamachu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Literatura
Leszek Szaruga nie żyje. Walczył o godność