Istnieli albo nie istnieli,/Na wyspie albo nie na wyspie,/Ocean albo nie ocean/Połknął ich albo nie”, Ten fragment wiersza „Atlantyda” Wisławy Szymborskiej jest mottem książki.
Dzisiaj SPATiF jest jednym z setek miejsc, do których można w Warszawie wpaść na obiad czy kolację. Otwartym dla wszystkich. W czasach socjalizmu był zamkniętym klubem artystów. Głównie aktorów, ale jego stałymi bywalcami byli też filmowcy, literaci, garstka dziennikarzy. Tu zapraszano goszczące w Warszawie światowe gwiazdy m. in. Marlenę Dietrich, Bertolta Brechta. „Swoje” stoliki mieli tu satyryk Janusz Minkiewicz czy operator Stanisław Wohl. Nikt nie mógł przy nich usiąść bez zaproszenia. Do SPATiF-u aktorzy wpadali na wódkę po spektaklach, tu rodziły się przyjaźnie i pomysły na filmy. Stali bywalcy meldowali się w Alejach Ujazdowskich niemal codziennie, przypadkowi goście drapali się po schodach na półpiętro i za wysokimi, białymi drzwiami przez szatniarza, pana Frania, byli weryfikowani. Albo nie.
Aleksandra Szarłat wykonała gigantyczną pracę. Zbierała materiały przez dwa lata, szukała informacji w archiwach, przeglądała akta IPN-u, czytała dziesiątki wspomnień, wyłapywała fragmenty z książek i dzienników, a przede wszystkim rozmawiała z około trzydziestoma osobami, które czas świetności SPATiF-u pamiętają. Tak udało jej się zatrzymać skrawki świata, którego już nie ma.
Szarłat zgromadziła dziesiątki, setki anegdot. W jej opowieści SPATiF znów tętni życiem. Autorka ożywiła miejsce, które otworzyło się w 1955 roku, by przez ponad trzy dekady w szarym PRL-u stanowić enklawę szaleństwa i wolności. W kolejnych rozdziałach wracają legendy tamtego czasu - od Janusza Minkiewicza, Mariana i Kazimierza Brandysów, Stanisława Dygata, Antoniego Słonimskiego aż do pary z „Rejsu” - Zdzisława Maklakiewicza i Jana Himilsbacha, potem zresztą „wygnanego z raju”. Intelektualiści otoczeni chmarą wielbicieli. Wielcy aktorzy i studenci Szkoły Teatralnej, którym kelnerki rzucały: „Najpierw, dziecko, coś zjedz, dopiero potem przyniosę ci wódkę”. Intelektualne i „artystyczne” rozmowy przy stolikach Minkiewicza czy Wohla i alkohol lejący się strumieniami.
„Przy każdym stoliku siedział ktoś z »księstwa«, ktoś znakomity. Zaczynały się wędrówki od stolika do stolika. Luźne pogawędki, zabawa. (...) Piło się dużo (…) Gdzie mogło być lepiej, w jakim kraju? – tania wódka i prawdziwie wolni ludzie” - tak oceniał wieczory w SPATiF-ie pochodzący ze Śląska reżyser Kazimierz Kutz.