Warsaw Summer Jazz Days startuje 5 lipca w klubie Stodoła, ale jego prolog miał miejsce już w piątek, gdy na scenie Amfiteatru Bemowo wystąpiły trzy polskie zespoły młodych muzyków: Pimpono Ensemble, musiConspiracy i EABS.
Organizator festiwalu Mariusz Adamiak przyzwyczaił jego bywalców do sław i w tym roku ich nie zabraknie. Największą atrakcją będzie supergrupa Hudson utworzona przez czterech muzyków mieszkających nad tą rzeką: gitarzystę Johna Scofielda, perkusistę Jacka DeJohnette’a, pianistę, organistę Johna Medeskiego i kontrabasistę Scotta Colleya. Kwartet wydał bestsellerowy album, a ich muzyka rozkołysze każdą widownię, tę bardziej wymagającą i tę skłonną do zabawy.
– Ta muzyka brzmi, jakby spotkało się czterech kolegów i po prostu świetnie się bawią razem z publicznością, co wszystkim się podoba – mówi „Rzeczpospolitej” Mariusz Adamiak.
Występ grupy Hudson zamknie festiwal w niedzielę 8 lipca. Miłośnicy jazzu, jak i rocka mieli nie lada dylemat, czy w ten wieczór nie wybrać się jednak na The Rolling Stones na Stadionie Narodowym, ale wyboru musieli dokonać dużo wcześniej, bo na oba koncerty nie ma już biletów.
– Układanie programu festiwalu staje się coraz trudniejsze – zwierza się Mariusz Adamiak. – Jest coraz więcej nowych zespołów, które są jeszcze mało znane. A każdy festiwal potrzebuje gwiazd, by przyciągnąć publiczność. Najpopularniejsze nazwiska są zaś coraz trudniej osiągalne ze względu na wysokie honoraria. Przede wszystkim dbam więc o to, by festiwal miał świeżą krew, co w tym roku wyjątkowo się udało. Coraz mocniejszy w mediach i na rynku jest jazz brytyjski. To w większości zespoły złożone z młodych muzyków. Dzięki portalom społecznościowym zdobywają popularność u młodych słuchaczy. Nazywam ich koncerty juwenaliami, bo są przeznaczone głównie dla młodzieży. Respektuję jej gust, bo trzeba festiwalową publiczność odmładzać.