"Rzeczpospolita": Punktem wyjścia „Męczenników", spektaklu Grzegorza Jarzyny, w którym zagra pan Ojca, była sztuka Mariusa von Mayenburga o chłopaku, który staje się fanatykiem religijnym po przeczytaniu Biblii.
Cezary Kosiński: Spektakl w TR Warszawa nieco różni się od oryginału. Tematy poruszane w dramacie, chociażby antysemityzm, mają w Niemczech zupełnie inne podłoże i inny wydźwięk społeczny niż w Polsce. Podobnie jest z religią w szkole. Niemcy mają swoje, ostatnio coraz ciszej proklamowane, multi-kulti, my mamy krzyż na Krakowskim Przedmieściu i złudzenie, że jest tylko jeden Bóg. Niemcy są bardziej świeckim, bardziej liberalnym krajem od Polski, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Nam nie chodzi jednak o publicystyczne traktowanie tematu. Uwolniliśmy „Męczenników" z kontekstu społecznego, narodowego. Naszą bohaterką jest Lidka, dojrzewająca dziewczyna, która po lekturze Biblii przeżywa rodzaj uniesienia religijnego. Ta pozornie nieznaczna zmiana bohatera na dziewczynę sprawiła, że Matkę zamieniliśmy na Ojca, co wpływa na kontekst sztuki. Uwalnia nas choćby od zajmowania się patriarchalnym aspektem religii.
I znika temat gender, który może być nowym stereotypem.
Tak. Dzięki temu mamy większą szansę skupić się na istocie spektaklu, którą jest pragnienie duchowego przeżywania świata, potrzeba metafizyki. A może raczej gwałtowność i nieprzewidywalność dojrzewania. Albo głód poczucia bezpieczeństwa oraz wynikające z młodzieńczej przekory dążenie do buntu? „To zwykła prowokacja, nic więcej" – mówi w pewnym momencie nauczyciel WF, komentując zachowanie Lidki. „Prowokacja bywa niekiedy wołaniem o pomoc" – odpowiada nauczycielka biologii. Świat dorosłych nie bardzo radzi sobie z zachowaniem Lidki, nie umie go realnie zdefiniować.
Czy Lidka buntuje się przeciwko światu liberalnych wartości, który zdaniem wielu rozmazuje zasady moralne i nie daje jednoznacznych wzorców zachowań?
Nie wydaje mi się to takie proste. Zdaję sobie sprawę, jak łatwo można każdą wypowiedź włączyć w polityczną dyskusję o moralności, o religii w szkole, o krzyżu w klasie albo na Krakowskim Przedmieściu. Dorzućmy do tego in vitro, aborcję i już jesteśmy w piekle społecznych podziałów, polityki, interesów, ocenianych w kategoriach prawicy, lewicy, złych, dobrych itd. Nie chciałbym, żeby nasz spektakl został „wmieszany" w tego rodzaju dyskusje. Religia, wiara, duchowość – to zbyt złożone pojęcia, dotyczące niezwykle intymnych przeżyć, takich jak śmierć czy sens życia. W takich sprawach nie ma prostych odpowiedzi.
Grzegorz Jarzyna nie goni za modą, bo temat głodu duchowości pojawił się wcześniej w jego spektaklach „T.E.O.R.E.M.A.T" czy „Idiota". Tam grany przez pana książę Myszkin jest współczesną prefiguracją Chrystusa. W końcu Jarzyna studiował też teologię.
W każdym człowieku w pewnym momencie pojawia się taka duchowa potrzeba. „Idiota" był próbą zmierzenia się z niemożliwym do realizacji, ale jednak konkretnie nakreślonym ideałem. W „Milczeniu o Hiobie" Piotra Cieplaka w Teatrze Narodowym, w którym gram niewierzącego w biblijną historię narratora, też czuć tę potrzebę. Niektórzy interpretatorzy Biblii uznają Księgę Hioba za punkt zwrotny w relacji Bóg–człowiek. Milczenie Hioba uczy Boga miłosierdzia, rozpoczyna niejako erę humanizmu. Hiob przez swój akt, który staje się manifestem wiary i mądrości, przerósł prymitywny boski pokaz siły, unieważnił kuriozalny zakład między Bogiem a Szatanem. Na tym tle bohaterka „Męczenników" jest kimś skrajnie innym. Czyta Biblię dosłownie, nie uznaje kompromisów. Mówi: „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz". Nie ma mowy o nadstawianiu drugiego policzka.