Wenecja, która ze swoimi maskami jest dla wielu synonimem karnawału, smakuje weneckimi pączkami, czyli fritole veneziane. Marco Ghia, szef warszawskiej Akademii Kulinarnej Whirlpool i ekspert kuchni włoskiej, poleca natomiast swoje ulubione słodkości karnawałowe – to malutkie kuleczki z ciasta drożdżowego, smażone na głębokim oleju. Podaje się je w formie wysokich piramid, posypane cukrem pudrem.
Hiszpanie maja swoje churrosy, czyli podłużne ciasteczka z zaparzanego ciasta, które je się z gorącą, gęstą czekoladą. To, jak się je robi, można w ten weekend zobaczyć w warszawskim Bazarze Kocha, doskonałe znajdziecie też w dowodzonej przez Mariusza Wołosiewicza Sobremesie.
Mieszkańcy północnej Europy, szczególnie Szwedzi i Finowie, jedzą semle, czyli ciastka z bułeczki pszennej wypełnione słodkim nadzieniem zrobionym z kremowej śmietanki, często z dodatkiem owoców.
Brytyjczycy i Australijczycy zajadają w karnawale naleśniki z wszelkiego rodzaju słodkimi dodatkami. Jest tam i syrop klonowy, i sos czekoladowy, i konfitury. Często na karnawałowych naleśnikach jest kilka dodatków jednocześnie. Nie bez powodu ostatni dzień karnawału w tych krajach to Pancake Tuesday (naleśnikowy wtorek).
Po karnawałowej nocy w Nowym Orleanie, chcąc uczynić zadość zwyczajom, zjada się na śniadanie King Cake, czyli tradycyjne ciasto Mardi Gras. Jak każe tradycja – w cieście ukryta jest figurka dziecka, która symbolizuje Dzieciątko Jezus, adorowane przez Trzech Króli. King Cake musi być obecne na każdej karnawałowej imprezie – a szczęśliwiec, który znajdzie w swoim kawałku figurkę dziecka, jest Królem Dnia. Ponieważ na Królu Dnia spoczywa obowiązek przyniesienia King Cake na następną imprezę, cały karnawał w Nowym Orleanie nabiera słodkiego smaku ciasta. A ostatni Król Dnia – czyli ten, kto dostanie kawałek z dzieckiem podczas ostatniego dnia karnawału – jest zobowiązany do pierwszego zakupu King Cake w roku następnym. I tak tradycja trwa i trwa, i trwa...