Jan Henryk Holger Martin nigdy nie był naszym obywatelem. I choć w 1917 r. starał się o obywatelstwo, nie otrzymał go – twierdzi Ministerstwo Imigracji i Integracji Królestwa Danii w piśmie do Jakuba Rudnickiego, byłego urzędnika stołecznego ratusza. To on osiem lat temu wydał decyzję o zwrocie majątku po Martinie, warszawiaku o duńsko-niemieckich korzeniach. Dziś jest o to oskarżony i grozi mu do dziesięć lat więzienia.
Odpowiedź z Danii kładzie nie tylko prokuratorskie oskarżenie, ale i wskazuje na to, że Warszawa będzie musiała oddać działkę nowym właścicielom.
Będzie zmiana?
Kontrowersyjny zwrot Chmielnej 70 położonej w centrum stolicy, obok Pałacu Kultury i Nauki, to najgłośniejsza afera reprywatyzacyjna w Warszawie. W jej efekcie stanowiska stracili m.in. szef BGN Marcin Bajko i wiceprezydent Jarosław Jóźwiak.
Sprawa zaczęła się w 2012 r., kiedy Jakub Rudnicki, wtedy wicedyrektor Biura Gospodarki Nieruchomościami ratusza wydał grunt w ramach reprywatyzacji trzem nowym właścicielom, którzy roszczenia do działki wcześniej odkupili od spadkobierców Martina. To adwokat Grzegorz M., biznesmen Janusz P., i Marzena K. (wówczas urzędniczka Ministerstwa Sprawiedliwości). Rudnicki uznał, że choć Holger miał duński paszport, to był Polakiem – dlatego nie poczekał na odpowiedź Ministerstwa Finansów, czy przyjął on odszkodowanie dla cudzoziemców w ramach układu indemnizacyjnego z Danią. Ta wiedza przyszła dopiero w 2016 r. – okazało się, że Holger był na liście cudzoziemców, którym przyznano odszkodowanie za majątek pozostawiony w Polsce – właśnie za „Chmielną 70”.
Prokuratura Regionalna we Wrocławiu, po publikacji „Gazety Wyborczej”, uznała, że działka nigdy nie powinna być zreprywatyzowana – bo Holger Martin był Duńczykiem i na mocy układu indemnizacyjnego już dostał zapłatę za grunt zabrany mu przez państwo.