Agencje pracy tymczasowej dwoją się i troją by znaleźć ludzi do pracy. Do tego niezła sytuacja na rynku pracy powoduje coraz większe wpływy do ZUS ze składek na ubezpieczenia społeczne – w I kwartale tego roku o 7,5 mld zł więcej niż rok wcześniej.
Czytam sobie ostatnio takie dane, nie tylko w „Rz” i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nijak nie przystają do rzeczywistości. Nie żeby nie były prawdziwe, ale dotyczą, niestety, głównie pracowników nisko wykwalifikowanych, często zatrudnianych do prostych prac fizycznych. Bo właśnie takich ludzi szukają najczęściej agencje pracy tymczasowej. Ci lepiej wyspecjalizowani rzadko mogą liczyć na jakieś fory u pracodawców.
Całkiem niedawno spotkałam się ze sporym gronem znajomych – ludzi, co istotne, pracujących w bardzo różnych branżach. Miejsca, w których pracują to znane na rynku firmy, o których można by pewnie powiedzieć „dobre”. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Przez chwilę zeszło więc i na pracę.
Widział kto u siebie jakieś podwyżki w firmach? – zapytał jeden z kolegów. Ktoś mu odpowiedział, że podwyżka jest jak yeti, wszyscy o niej kiedyś słyszeli, ale nikt nie widział. Większość towarzystwa od razu przypomniała sobie, że jednak – kiedyś widzieli. I to nie raz. Bo gdy zaczynali pracować w „zamierzchłych” latach 90-tych, to jednak pracodawcy starali się ich doceniać, mimo, że byli wtedy młodymi i jeszcze mało doświadczonymi ludźmi. Teraz na specjalną dbałość o nich nikt się nie napina.
Pomyślałam, że obraz rynku pracy jaki wyłania się z opowieści tych przecież dobrze wykwalifikowanych ludzi, znających się na swojej pracy i – co istotne – przez lata oddanych jej w tych samych firmach - jest dość smutny.