Zybała: Sukces PiS z mózgiem w tle

Prawica zwycięża, bo umie się posługiwać metaforami.

Publikacja: 23.07.2019 19:02

Konwencja Prawa i Sprawiedliwości w Krakowie, 19 maja 2019 r.

Konwencja Prawa i Sprawiedliwości w Krakowie, 19 maja 2019 r.

Foto: EAST NEWS, Jan Graczyński

PiS wygrywał ostatnie wybory – i być może wygra kolejne – ponieważ zrozumiał „umysł" przeciętnego wyborcy i powody, które mogą go skłonić do poparcia tej partii. Komunikuje się z nim za pomocą przekazów, których mentalna struktura – symbole i metafory – jest bliska sposobowi jego rozumowania w polityce.

Politolodzy wciąż spierają się o wyjaśnienie, dlaczego wyborcy popierają dane partie. Czy przekonują ich programy partyjne (w tym obietnice) czy ideologie, a może rodzaj ich narracji i opowieści, które wytwarzają?

George Lakoff, amerykański profesor lingwista i kognitywista, jeszcze inaczej wyjaśnia sprawę. Twierdzi, że w obecnej polityce, przynajmniej w USA, trwa walka różnych światopoglądów, a wyborcy wybierają partie bliskie im w podejściu do świata i społeczeństwa.

Uczony przekonuje, że masy wyborcze nie wgryzają się zazwyczaj w szczegóły programów, a część nawet nie kalkuluje, które partie zapewnią im najwięcej korzyści ekonomicznych. Na amerykańskich konserwatystów głosują często wyborcy, którym oni odbierają później różne zasiłki czy ubezpieczenia.

Zwycięskie partie to takie, które potrafią zręcznie posługiwać się metaforami, którymi wyborcy rozumują na co dzień w polityce (metafory uruchamiają nieuświadomione mechanizmy rozumowania). Wyborcy myślą bowiem metaforami, a te formatują (ramują) sposób ich rozumowania, czyli sposób, w jaki postrzegają rzeczywistość, w tym walkę polityczną. Po odpowiednim „sformatowaniu" umysł wyborcy będzie ignorował przekazy politycznej konkurencji, w tym krytykę preferowanej partii.

Lakoff uważa, że amerykańscy demokraci ponosili porażki, ponieważ nie zrozumieli, że wyborcy nie opierają się na danych, liczbach, logicznych uzasadnieniach zawartych w programach.

Istotą jest to, że wyborcy demokratyczni („amerykańscy liberałowie/progresywiści"), jak i konserwatywni patrzą na świat w inny sposób, co innego podpowiada im ich zdrowy rozsądek, intuicja czy zmysł. Łączy ich tylko to, że w rozumowaniu politycznym polegają na wspólnej metaforze, która obrazuje im naturę społeczeństwa – jako rozszerzoną rodzinę. Ale gdy dochodzi do szczegółów, to konserwatyści rozumują metaforą surowego ojca społeczeństwa. On dyscyplinuje obywateli, ale jest – w ich odczuciu – niezbędny, aby utrzymać generalny ład. Z kolei demokraci rozumują metaforą opiekuńczego rodzica, który nie tyle dyscyplinuje, ile tworzy warunki podopiecznym do udanego życia i rozwoju według ich własnych pomysłów.

Wobec oddziaływania powyższych metafor konserwatywni wyborcy preferują przekazy partyjne, w których mowa o mechanizmach dyscyplinowania społeczeństwa, np. za pomocą redukcji programów socjalnych, surowości kar (np. w sądownictwie), okazywania siły, zbrojeń, twardych metod wychowawczych, odgórnego ordynowania określonych wartości. Z kolei demokratyczni cenią przekazy, w których widoczne są elementy koncyliacji między różnymi preferencjami obywateli, wspieranie integracji, dogadywanie się, włączanie odmiennych orientacji itp.

Sztuka polityczna polega zatem na tym, aby partie posługiwały się odpowiednimi metaforami, które mobilizują ich potencjalnych wyborców, z którymi dzielą podejście do świata.

Rodzina patologiczna

Załóżmy, że polscy wyborcy są podobni do amerykańskich i również popierają partie bliskie im w podejściu do życia, a społeczeństwo rozumieją jako rozszerzoną rodzinę. Mogą je uznawać – odmiennie niż Amerykanie – za rodzinę bardziej niezgodną, szorstką, ale to wciąż rodzina (choćby potencjalnie).

Wyborcy konserwatywni (PiS i pokrewne ugrupowania) z pewnością rozumują często metaforą surowego ojca. W konserwatywno-tradycjonalnym obrazie świata istnieje wiele odwołań do różnego typu ojców, którzy pełnią funkcje jakby formacyjne dla innych. Ci wyborcy cenią to, że poddanie się ich wpływowi może zapewnić m.in. utrzymanie tradycyjnego ładu (np. integralności rodziny), utrwalonych w przeszłości obyczajów, ochronę przed różnymi „cudakami" z określonych mniejszości czy wręcz przed „siłami zła" (np. dostrzegane w Unii Europejskiej, w elitach).

Różne autorytatywne postacie ze sfery polityki, religii mogą zatrzymać anarchię, zakończyć swary i umożliwić upragnione działanie. Ale wiedzą też, jak przytrzeć nosa różnym „wyjątkowym kastom", burzycielom właściwego ładu społecznego. Wyborcy konserwatywni mają skłonność do większego akceptowania systemu surowych kar (np. w sądownictwie), pewnych gróźb popartych siłą aparatu państwa. W tej formacji dyscyplinuje również wyobrażenie Boga, który zgodnie z kanonami tradycjonalnej religii jest surowy i wymagający.

Trudniejsza jest charakterystyka wyborców drugiego obozu. Nazwijmy go – w ślad za amerykańskimi określeniami – demokratycznym (PO z pokrewnymi grupami, wielkomiejski elektorat). W tym wypadku ryzykowne byłoby przyjęcie, że posługują się – tak jak ci z USA – metaforą „opiekuńczego rodzica". Ta metafora ma ściśle anglosaskie źródła wywodzące się z obecnych tam nurtów komunitarianizmu czy pojęć społeczeństwa jako moralnej wspólnoty. U nas takie nurty nigdy nie miały realnego znaczenia.

Naszym demokratom bliższa może być metafora nieco obojętnego (chłodnego) rodzica, czyli takiego, który być może bardziej zarządza czy nadzoruje w społeczeństwie (np. aby była ciepła woda w kranie). Uznaje, że sprawy ludzkie toczą się, jak każdy sobie zasłuży czy zapracuje albo jak chce tego los.

W polskiej metaforze rodzica możemy co najwyżej znaleźć opiekuńczość w znaczeniu opieki obywatela w sensie prawnym, zapewniania bezpieczeństwa jego własności, lecz brakuje chęci amortyzowania innym indywidualnych decyzji życiowych. Ale jest tu większe zaufanie do natury życia. Nie ma w niej tyle „sił zła" jak w konserwatywnym podejściu. Stąd silniejsze przekonanie, że nowe zjawiska, np. obyczajowe (np. jednopłciowe małżeństwa), nie oznaczają zagrożenia dla cywilizacji, wartości itp.

Częścią polskich demokratów jest także tradycyjna lewica. Jej metafory są bliższe podejściu „opiekuńczego rodzica", ale nie zostało to wyrażone w głównym nurcie tej formacji, a obecnie ich narracje nie mają znacznego posłuchu i być może tak pozostanie dopóty, dopóki nie wyłoni się silny lider, który będzie w stanie uruchomić w umysłach wyborców lewicowe metafory.

Konkurencja na przekazy

PiS zwycięża, bo umie się posługiwać metaforami, którymi rozumują bliscy im wyborcy. Stąd tyle wypowiedzi liderów o siłach zła czy wrogim świecie, nieprzejednanych Niemcach albo o opozycji, która jest tylko destrukcyjna.

Przywództwo partyjne zrozumiało, że znaczna część polskich wyborców to chłopscy spadkobiercy dawnego pańszczyźnianego folwarku. Stąd są podatni na przekazy zakładające konstrukcję surowego ojca, którego pierwowzorem może być dawny folwarczny pan. Chłop zazwyczaj przeklinał pana za jego okrucieństwo i przemoc, ale jednocześnie polegał na nim w różnych sytuacjach życiowych, np. gdy trzeba było naprawić strzechę (dach). Naśladował jego styl życia i postrzeganie świata.

Wyborca, zwłaszcza prowincjonalny, może mieć taki obraz świata, w którym rządzą różne możne (autorytarne) postacie. Może chcieć poddać się ich dyscyplinie, bo nie ufa w pozytywny obrót spraw na świecie. Mają one też zalety. Uzyskuje się od nich ochronę przed „siłami zła", w tym ochronę ze strony nieczułego technokratycznego świata pełnego różnych miar i dyrektyw.

Z kolei politycy demokraci, ale także ich wyborcy, zmagają się ze spójnością własnych metafor i ich znaczeń. Liderzy mają kłopot z „formatowaniem" swoich potencjalnych wyborców. Trudność tkwi w tym, że wielkomiejski elektorat nie ma u nas tradycyjnego mieszczańskiego rodowodu i spójnego światopoglądu czy utrwalonych reguł życia i postępowania.

W swojej masie oni również są spadkobiercami dawnego folwarku, ale zapewnili sobie pewnie „więcej" lepszymi okolicznościami życia, talentami, większą determinacją. Balansują między darwinistycznym indywidualizmem a wybiciem się na obywatelskość. Część z nich pewnie myśli już metaforą społeczeństwa jako opiekuńczego rodzica, a więc społeczeństwa, w którym obywatele zapewniają sobie wzajemnie sprzyjające warunki życia, i funkcjonuje jako moralna wspólnota. Natomiast nie wiadomo, czy zdają sobie sprawę, że można z niej czerpać, ale trzeba także w nią wkładać swoją odpowiedzialność i empatię. Lakoff wymienia te dwa zasoby jako istotę w podejściu amerykańskich demokratów do społeczeństwa. Dla polskich demokratów drogą w przyszłość na pewno jest wyjście z metaforą nowego typu wspólnoty obywatelskiej. Kwestią jest tylko, czy ona już zadziała. Nie wiadomo też, czy formacje demokratyczne są w stanie wyjść z takimi wizjami i przełożyć je na praktyczne metafory, które będą formatowały rozumowanie wyborców w tym kierunku.

Autor jest profesorem na SGH

PiS wygrywał ostatnie wybory – i być może wygra kolejne – ponieważ zrozumiał „umysł" przeciętnego wyborcy i powody, które mogą go skłonić do poparcia tej partii. Komunikuje się z nim za pomocą przekazów, których mentalna struktura – symbole i metafory – jest bliska sposobowi jego rozumowania w polityce.

Politolodzy wciąż spierają się o wyjaśnienie, dlaczego wyborcy popierają dane partie. Czy przekonują ich programy partyjne (w tym obietnice) czy ideologie, a może rodzaj ich narracji i opowieści, które wytwarzają?

Pozostało 94% artykułu
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Jak powstają zdjęcia, które przechodzą do historii?
Kraj
Polscy seniorzy: czują się młodziej niż wskazuje metryka, chętnie korzystają z Internetu i boją się biedy, wykluczenia i niedołężności
Kraj
Ruszył nabór wniosków o świadczenia z programu Aktywny rodzic.
Kraj
Kongres miejsc pamięci jenieckiej: dziedzictwo i strategie dla przyszłości
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Kraj
Poznaliśmy laureatów konkursu Dobry Wzór 2024