Jaki stosunek mają Rosjanie do wojny w Ukrainie?
Bardzo różny. Są tacy ludzie jak ja, dla których to koszmar. A są tacy, którzy popierają. Kim są ci ludzie? Jednym imponuje idea podbicia świata, że wszystkich pokonamy. Rysują tę idiotyczną literę „Z” (rosyjscy żołnierze w Ukrainie oznaczają ją swój sprzęt –red.) na swoich samochodach. Tacy ludzie o skrajnych poglądach trafiają się w każdym narodzie. Powinno się ich trzymać w ryzach, ale wydaje mi się, że w Rosji mają dzisiaj swoje pięć minut. Wojnę popiera około 20–25 proc. społeczeństwa. Niestety. Co czwarty jest stanowczo przeciwko wojnie, a reszta się waha, wielu z nich nawet nie wie, co się tak naprawdę dzieje. Myślą, że Amerykanie, Ukraińcy i banderowcy zaatakowali Rosję, a Rosja się broni. Propaganda jest wyjątkowo skuteczna.
Czytaj więcej
Front tkwi w miejscu ponad tydzień. Kreml próbuje zagospodarować się na podbitych terenach.
Ma pan wizję przyszłości Rosji?
Mam bardzo pesymistyczną wizję przyszłości mojego kraju. Tak naprawdę, to dzisiaj stoimy u progu wojny światowej i miejmy nadzieję, że przejdziemy ten okres bez wojny atomowej. Wojna w Ukrainie może doprowadzić do poważnych turbulencji w Rosji. Obawiam się, że my, jako jednolite państwo, możemy tego koszmaru nie przeżyć. Rosja może po prostu zniknąć z areny historycznej. Wielu ludzi w sąsiednich krajach, pewnie również w Polsce, powie „dzięki Bogu”. I to jest zrozumiałe. Nie jestem przekonany jednak, że to właściwa ocena. Nie tylko dlatego, że w Rosji żyją różni ludzie i mam nadzieję, że u was to rozumieją. Ale dlatego, że jeżeli dojdzie do rozpadu Rosji i w jej miejscu zaczną powstawać nowe państwa, prawdopodobnie dojdzie do wybuchu przemocy i strasznych wstrząsów. To byłaby katastrofa, która może pogrzebać nie tylko nas, ale również i naszych sąsiadów.