Daje się słyszeć, że szczyt był fiaskiem, że nie wypracowano żadnych konkretów, że tak naprawdę było to wyłącznie mydlenie oczu i nic się nie zmieni. Nie zgadzam się z tym. Papież Franciszek jest zdeterminowany, by Kościół dokonał oczyszczenia i poszedł mocno do przodu. Z całą mocą mówił o tym w niedzielę na zakończenie szczytu. Ale tę determinację, a nie rezygnację, dało się wyczuć w tych dniach w Rzymie u wielu uczestników spotkania. Przełomem jest choćby to, że taki szczyt w ogóle się odbył. Dotąd bowiem debata na temat pedofilii toczyła się na różnych poziomach. Papież mówił swoje, Kongregacja Nauki Wiary swoje, a biskupi w poszczególnych krajach też robili swoje – niekoniecznie tak, jak by sobie tego życzył Watykan. Teraz – po raz pierwszy na taką skalę – sprawdzono, na jakich etapach w walce z pedofilią, jej zapobiegania i wreszcie podejścia do ofiar są Kościoły lokalne. Przedstawiono też konkretne propozycje zmian i zdefiniowano słabe punkty.
Bodaj najistotniejszą kwestią jest zmiana narracji. Dotąd bardziej skupiano się na ochronie dobrego imienia Kościoła jako instytucji, teraz oczy – z właściwą empatią – mają się zwrócić ku ofiarom. Bo to one potrzebują największej pomocy i to one mogą pomóc Kościołowi w procesie oczyszczenia.
Oczywiście zmiany w prawie i procedurach są potrzebne. Zapewne będą. Ale nawet najlepsze dokumenty nie są w stanie zmienić mentalności – biskupów, duchownych i pozostałych członków Kościoła. Do jej zmiany potrzebne są jednak czas i ciężka praca. Kościół – także w Polsce – powoli idzie w dobrą stronę. Czy mógłby szybciej? Pewnie tak, ale przecież nie od razu Rzym zbudowano.